Na mistrzostwach świata gramy regularnie, ale czempionat Starego Kontynentu jak dotąd była dla nas niedostępny. Nie udało się tam pojechać nawet mocnej ekipie Kazimierza Górskiego. A na europejskim rynku transferowym liczą się tylko ci, którzy grają na EURO. Regularnie tam występują Czesi, dzięki czemu transfer zawodnika z ich ligi za kilkanaście milionów nie jest rzadkością, podczas gdy nad Wisłą musimy się pocieszać transakcjami rzędu trzech - czterech milionów. Po ogranych na EURO Czechów sięgają mocarstwa (Petr Czech to podpora Chelsea, a Tomasz Rosicky to mocny punkt Arsenalu). Polacy na razie znajdują miejsce w klubach średniakach. Artur Boruc broni dostępu do bramki Celticu, choć stać go na występy w którymś z wielkich klubów angielskiej Premier League. Euzebiusz Smolarek przebił się do składu Racingu Santander. Dopiero na ME Ebi, Boruc i inni mogą się wypromować do tego stopnia, że sięgną po nich najbogatsi. Warto przypomnieć, że droga do przyszłorocznych mistrzostw Europy w Austrii i Szwajcarii zaczęła się dla nas jak Golgota. W Bydgoszczy przegraliśmy z Finlandią i większość fachowców piłkarskich domagała się głowy Leo Beenhakkera. Wytykano mu jego zarobki (600 tys, euro rocznie) i brak pozwolenia na pracę w Polsce. Złe nastroje rozwiał sam Holender i jego piłkarze, osiągając świetne wyniki w równie dobrym stylu. Wystarczy wspomnieć ubiegłoroczną wygraną z Portugalią w Chorzowie (2:1). - To był najlepszy mecz reprezentacji Polski, jaki widziałem na żywo - podkreśla niedawny gość INTERIA.TV Grzegorz Mielcarski. Rok temu pokonaliśmy też w Brukseli Belgię. Problem w tym, że wtedy mieliśmy dobrze dysponowanego Maciej Żurawskiego i znakomitego wówczas Radosława Matusiaka, który zmusił do błędu piłkarza słynnego Bayernu Daniela van Buytena i strzelił gola, na którego wcale się nie zanosiło. Teraz z naszymi napastnikami jest krucho, ale wszyscy - na czele z byłym współpracownikiem Beenhakkera, Dariuszem Dziekanowskim wierzą w to, że Leo na pięciodniowym zgrupowaniu znowu dokonał cudu i obudził dawnego ducha walki u piłkarzy, grzejących ławę na zachodzie. Beenhakker nie tylko zajmuje się selekcją, trenerką i obserwacją meczów. Nieustannie musi też tłumaczyć trzydziestu paru milionom polskich trenerów (bo każdy Polak zna się przecież na piłce), dlaczego powołał tego, a nie innego piłkarza. Po powołaniach na mecz z Kazachstanem rozgorzała dyskusja narodowa - dlaczego wziął z Górnika Tomasza Zahorskiego, a nie Dawida Jarkę, który strzela gola za golem w polskiej lidze. Leo cierpliwie tłumaczył, że właśnie taki profil zawodnika, jak Zahorski jest mu potrzebny. Silny, rosły, środkowy napastnik. I Zahorski po kilku treningach pod okiem Beenhakkera narodził się na nowo. Nabrał pewności siebie, w ostatnich dwóch meczach Górnika strzelił trzy gole. Po ostatnich powołaniach zaczęły się rodzić pytania: "Dlaczego nie wziął Marka Zieńczuka?" Zieńczuk to bardzo dobry piłkarz. Naprawdę doceniam jego umiejętności. Ma tylko pecha, że gra na pozycji, na której w kadrze występuje Ebi Smolarek, może też grać tam Jacek Krzynówek - spokojnie tłumaczył Beenhakker. Powołaliśmy też Kamila Kosowskiego, który niejako zabezpiecza nam obydwa skrzydła - dodaje asystent Leo Adam Nawałka. "Zasępiona, smukła postać Beenhakkera" - tak wyglądał Leo, gdy Holandia pod jego wodzą przegrała baraż z Belgią. Czy i teraz "Czerwone Diabły" nie wejdą w drogę Beenhakkerowi? - Belgowie nie stanowią żadnego fatum dla Leo. To był po prostu jeden przegrany mecz. Teraz będzie lepiej - uspokaja Dziekanowski, który stawia na wygraną biało-czerwonych 2:0. Żadne inne wydarzenie sportowe nie przyciągało takiej uwagi, jak mecz Polska - Belgia. Dość powiedzieć, że nie ma takiego stadionu na świecie, który by pomieścił wszystkich chętnych do obejrzenia tej konfrontacji. Było ich aż ćwierć miliona! Słynna Maracana z Rio de Janeiro może mieścić 140 tys. ludzi. Zainteresowanie, wsparcie ze strony kibiców, fakt, że mecz zostanie rozegrany na Stadionie Śląskim - wszystko to uskrzydla naszych piłkarzy. - Na taki mecz czeka się całe życie. Marzę o tym, żeby zagrać w tym meczu i strzelić to najważniejszą bramkę w karierze, która dałaby nam awans - nie kryje w rozmowie z INTERIA.PL Kamil Kosowski. Hotel "Olymp" we Wronkach, gdzie na Belgię szykowały się "Orły" Beenhakkera był jak twierdza. Selekcjoner ograniczył do minimum kontakty piłkarzy z mediami i ze znajomymi, by mogli się skoncentrować na sobotnim meczu. - Będzie dobrze. Belgia nam "leży". Jak trzeba ją było ograć, tośmy ją ogrywali na mundialu 1982 r., a jak trzeba było zremisować, tośmy remisowali w 1985 r. w Chorzowie - optymizmem tryska jeden z najlepszych polskich piłkarzy w historii, Zbigniew Boniek. Sęk w tym, że teraz remis nie wystarczy. Trzeba wygrać! Michał Białoński, INTERIA.PL Polska - Belgia, sobota o godz. 20.30 w Chorzowie