Jak z Twoim zdrowiem? Grasz w piłkę, to chyba znaczy, że jest duży postęp i wracasz do życia? Cezary Kucharski: Jest stabilnie. Poczułem, że mogę iść grać, ale nie nazywałbym tego graniem, raczej zabawą. Dla mnie to było ważne psychicznie, że mogę sobie pomóc taką grą w piłkę i powrotem na boisko. Mój stan lekarze określają jako stabilny, ale ta choroba wciąż jest we mnie. Ciagle biorę leki. W październiku będę miał podaną kolejną dawkę takiego leku biologicznego, przez miesiąc czasu co tydzień. Do tego co jakiś czas mam konsultacje, badania krwi. Po ostatniej wizycie lekarze określili mój stan jako stabilny. W cztery miesiące zrobiłem duży progres jeżeli chodzi o wyjście z tej choroby. Lekarze określali mój stan jako najgorszy scenariusz, a wyjście z choroby i rehabilitację jako najlepszy. Cieszę się z tego powodu. Na czym polega rehabilitacja, jest czasochłonna i codzienna? Przede wszystkim odpoczywam, biorę leki, mam odpowiednią dietę do tej choroby i rehabilituję się, Robię ćwiczenia uruchamiające kolejne partie mięśniowe i wzmacniające. Jeszcze dwa miesiące temu nie byłem w stanie odkręcić rękami butelki wody, dzisiaj już mogę. Więc choćby w takich sytuacjach widać poprawę. Po tej "grze" w piłkę, następnego dnia wszystko mnie bolało. Wziąłem masaż, rehabilitanta, który mnie porozciągał, pomasował i było trochę lepiej. Trzeba czasu i cierpliwości. Leków, które biorę - tych najsilniejsze - lekarze przepisują mi coraz mniejsze dawki, czyli mój stan jest na tyle dobry, że wciąż jest mniej tych leków, ale jeszcze przynajmniej przez dwa miesiące będę musiał je brać. Jak to w ogóle złapałeś? Mogę powiedzieć to, co mi powiedzieli lekarze - nie wiadomo jak. Po prostu choroba pojawiła się w moim organizmie, była jakaś infekcja, która uruchomiła pewne wewnętrzne procesy. Może byłem wtedy jakiś osłabiony, podziębiony i to przyspieszyło proces rozwoju tej choroby. Pojawiła się nagle, w ciągu dwóch tygodni. Robiłem badania i wynikało z nich, że wszystko jest w porządku, a dwa tygodnie później byłem w szpitalu pod tlenem. Dziesięć dni po tym, jak znalazłem się w szpitalu byłem już uśpiony. Ten rozwój choroby był dosyć szybki i nieoczekiwany. Bardzo dobre leki Przespałeś swoje pięćdziesiąte urodziny. Planowałem imprezę. Żona chciała mi zrobić niespodziankę i po cichu zaprosiła do Hiszpanii moich znajomych. Nie spodziewałem się, że to prześpię. Ale jak będzie ze mną lepiej, to coś jeszcze zorganizuję. Może na 51. urodziny. Jeszcze trochę czasu potrzeba, ale jestem dobrej myśli, że to wyjdzie. Trzeba przyznać, że usnąłeś w ciekawych czasach. Wybuchła wojna, a ja spałem. Śniło mi się jednak, że uczestniczę w rozmowach pokojowych między Stanami Zjednoczonymi a Rosją i Chinami. Jakoś tam w podświadomości mi się zanotowało, bo o tej możliwej wojnie czytałem i rozmawiałem ze znajomymi. Te sny były bardzo rzeczywiste. Byłem na jednym statku razem z dowódca wojsk amerykańskich i płynęliśmy na rozmowy pokojowe, co ciekawe do Polski. No wierzę, że dobre leki miałeś. (śmiech) Bardzo dobre, bo te sny były niesamowite i rzeczywiste. Pierwsze słowa, które powiedziałem po obudzeniu. To znaczy, ja nie mogłem wtedy mówić, ale żona przygotowała taką kartkę z alfabetem i ja litera po literze składałem wyrazy i zdanie. Pierwsze moje słowa były: "uważajcie na rybę". Ona mnie prześladowała w snach. Ta ryba była wielka i pożerała ludzi. Chciała zrobić krzywdę mi, a potem mojej rodzinie. Żona zapytała o to lekarzy, uspokoili ją, że to wynik leków, które brałem. Nie potrafiłem wtedy rozpoznać co jest jawą, a co snem. A byłeś świadomy, jak cię usypiali? Tak. Przyszli lekarze i powiedzieli, że muszą mnie intubować i uśpić, bo nie dają sobie rady i tego wymaga konieczność. Przyjąłem to z całkowitym spokojem. Myślałem, że za chwilę się wybudzę, za pięć dni, za tydzień, albo za 10 dni. Później lekarze mówili, że takie nastawienie było ważne. Spokój, żadnego strachu, czy paniki. Zdziwiłeś się, że spałeś ponad miesiąc? Jak się obudziłem, to przez ok. dziesięć dni, nie miałem świadomości ile spałem. Nawet nie potrafiłem się cieszyć z tego, że mnie wybudzono, bo byłem w bardzo słabym stanie. Przynajmniej nie pamiętam tej radości. Rodzina opowiadała mi później, że chciałem natychmiast wyjść ze szpitala i przynajmniej na jeden dzień wrócić do domu. To było niemożliwe, bo cały czas znajdowałem się na intensywnej terapii. Mi się wydawało, że wszystko już jest w porządku i ten jeden dzień w domu nie jest żadnym zagrożeniem. Prosiłem pielęgniarki i lekarzy, żeby mnie wypuścili, ale odpowiadali, że to niemożliwe. Niewiele pamiętam z tego. Raczej wiem o tym z rozmów z rodziną. O snach też oni mi opowiedzieli. Jak rodzina przez to wszystko przeszła? To był bardzo duży stres dla dzieci i dla żony, dla przyjaciół, całej rodziny. Mogę tylko podziękować za wsparcie, które otrzymała, podobnie jak ja, przez cały ten czas. Na pewno było łatwiej znieść im ten bardzo trudny okres. Byli przy mnie cały czas i patrzyli, jak leżę nieprzytomny. Rozmawiali z lekarzami i zdawali sobie sprawę, że naprawdę niewiele brakowało, żeby mnie już tutaj nie było. Po przebudzeniu spieszyłeś się z uzupełnianiem informacji, o tym co się działo w czasie, kiedy spałeś? Ciężko to nadrobić. Ale z informacjami jest tak, że dzisiaj coś się dzieje, a jutro jest to już nieistotne. Tak naprawdę nadal pewne rzeczy do mnie spływają, że coś się wydarzyło. Ktoś mnie tam wspierał, ktoś się modlił, dał na mszę. Spotkałem się z pozytywnymi reakcjami ludzi na sytuację moją i mojej rodziny. Pewnie nie będę wiedział już nigdy co się wtedy wydarzyło, ale w skali makro, to tym czym się interesuję, to sobie uzupełniłem. Poluzowanie intensywnego życia Twoje liczne biznesy nie ucierpiały w tym czasie? Od jakiegoś czasu oddałem zarządzanie biznesem pani prezes. Żona zajmowała się domem i dziećmi. Wszystko sobie przygotowałem wcześniej z myślą o odpoczynku, nie wiedziałem, że to się będzie wiązało z chorobą. Kryzys odbił się na każdym mniej lub więcej. Ja już wcześniej postanowiłem poluzować to intensywne życie, które prowadziłem. Które wyniki piłkarskie sprawdziłeś jako pierwsze? Jeśli chodzi o sportowe wątki, to pierwszą informacją, którą sprawdziłem były wyniki Legii Warszawa. Było mi miło, że od klubu dostałem olbrzymie wsparcie, które było istotne dla mojej rodziny. Cieszyłem się, że wyszli z tego dołka i poszło to w dobrym kierunku, choć skład, który mieli nie był najmocniejszy. Vuković wyciągnął Legię z kłopotów. Pierwszy mecz, który obejrzałem po przebudzeniu, to był właśnie Legii. Nie pamiętam z kim, bo nie był zbyt rewelacyjny. Aleksandra Vukovicia wspierałeś od początku. Dokładnie. Odkąd prezesem jest Darek Mioduski w klubie było wielu trenerów, a wydaje mi się, że Legia za Vukovicia grała najlepiej. To był ofensywny zespół, spełniający oczekiwania kibiców, pamiętamy te 7:0 z Wisłą Kraków, w tym samym czasie z Górnikiem Zabrze, chyba 5:1, 4:0 z Koroną, 3:0 ze Śląskiem we Wrocławiu. Mimo, że zawsze były jakieś uwagi co do jakości piłkarzy, którzy grali wtedy w Legii, to wydawało mi się, że "Vuko" idzie w dobrym kierunku. Moim zdaniem zamiana jego na Czesława Michniewicza, nie była potrzebna. Obecny selekcjoner awansował do Ligi Europy, ale pozostawił Legię z rekordową liczbą porażek i na dnie tabeli. Koszty tej zmiany trenera były duże, w stosunku do tego, co Vuković dawał tej drużynie i temu klubowi. W przeciwieństwie do wielu, ja uważam Vukovicia za bardzo dobrego trenera. Na mecze kiedy zacząłeś chodzić? Na pierwszy mecz pojechałem na Valencię. To było jakoś dwa miesiące od wybudzenia. Miałem stracha przed ludźmi. Założyłem maseczkę i usiadłem gdzieś z boku z dala od ludzi, żeby nie złapać żadnej infekcji. Ten wyjazd był dla mnie istotny, bo chciałem poczuć piłkarskie emocje. Sport jest dla mnie bardzo ważny i nie potrafię żyć bez codziennego jego uprawiania. Jakiegokolwiek, czy piłki, czy roweru, tenisa, pingponga. 10 maja byłem na meczu Valencia - Celta. Chciałem też siebie sprawdzić. Czy dam radę pojechać, wejść na stadion, obejrzeć 90 minut. Po powrocie do domu byłem bardzo zmęczony. Ale ta wyprawa dała mi dużo poweru. Cieszyłem się, że znów mogę chodzić na mecze. Odporność po chorobie bardzo ci spadła? Cały czas biorę leki na odporność. Dostałem szczepionki, które chronią mój organizm, który cały czas jest osłabiony. Do tego stopnia, że siniaki goją mi się nie tak, jak normalnie, tylko trzy razy dłużej. Miałem jednego siniaka, którego zrobiłem sobie sam przy grze w tenisa, jak serwowałem. Obserwowałem jak się goi na żywym organizmie. Różne rany ze szpitala, po różnych sprzętach mam już cztery miesiące i pewnie będę miał jeszcze dwa razy dłużej. Zero alkoholu Jak bardzo musiałeś zmienić swój tryb życia po chorobie? Nie piję alkoholu. Picie piwa po sporcie to była dla mnie taka rutyna, czy jak grałem z kolegami w piłkę, czy jak jechaliśmy na mecz. Piwo czy wino zawsze mi towarzyszyło, a teraz tego nie ma. Muszę trzymać odpowiednią dietę i to jest akurat dla mnie dobre, bo zrzuciłem parę kilogramów. To znaczy zrzuciłem wiele kilogramów, ale potem przybrałem. W tej wadze, którą teraz mam, bardzo dobrze się czuję. Nie chciałbym wrócić do tej wagi, którą miałem kiedyś i myślę, że dieta mi w tym pomoże. A poza tym życie moje specjalnie się nie zmieniło. Jak już mówiłem jeszcze przed chorobą wyhamowałem jeśli chodzi o takie sprawy biznesowe. Więcej czasu poświęcałem sobie, rodzinie i przyjaciołom. Teraz wróciłem do takiego życia, na razie jednak mniej intensywnie. Na przykład dziś rano byłem umówiony z trenerem personalnym, ale obudziłem się zmęczony i odwołałem, co mi się kiedyś nie zdarzało. Lekarze powtarzają mi, że muszę być cierpliwy i nie powinienem się forsować w sytuacjach, kiedy nie czuję się dobrze. Staram się jednak wrócić do normalnego funkcjonowania. Z kolegami mieliśmy fajny wyjazd do Łodzi na mecz Widzew - Legia. Byłem na meczu z Górnikiem, chcę pojeździć na kolejne mecze. Wracam do normalnej aktywności. Myślę, że udało mi się to już w 50 procentach w porównaniu z tym co było kiedyś. W niedzielę po rodzinnym obiedzie oglądałem sobie mecze i mi się zeszło tak od wczesnego popołudnia do późnej nocy. Teraz wracasz do Hiszpanii, czy zostajesz na dłużej w Polsce? Tak, wracam do Hiszpanii. Tam mam ustawione leczenie na kilka miesięcy do przodu, poplanowane wszystkie badania. Mam zaufanie do lekarzy i chciałbym kontynuować to leczenie. W tamtym klimacie i przy tamtejszej opiece myślę, że jestem w stanie wyjść z tej choroby całkowicie. Nie wszystkim się to udaje, ale ja jestem przekonany, że sobie poradzę. Szczęście w nieszczęściu trafiłem tam na dobrych fachowców. Ta choroba jest dosyć rzadka i trudno ją było zdiagnozować. Akurat w dniu moich urodzin był stan krytyczny. Ze szpitala prywatnego przeniesiono mnie do specjalistycznego w Elche, bardzo dobrego, znanego w regionie, uniwersyteckiego. Tam właściwie mnie uratowano i jestem tym ludziom ogromnie wdzięczny, lekarzom, pielęgniarkom, analitykom, którzy robili mi badania i szukali przyczyn tej choroby. Legia w meczu z Górnikiem zagrała po hiszpańsku, bo wyglądała jak Barcelona w San Sebastian. Przez 60 min nie dało się jej oglądać, a pod koniec zafundowała kibicom mnóstwo emocji. Legia jak jest pod ścianą, jak wszystkie mocne drużyny, to dobrze reaguje. Górnik Zabrze w pierwszej połowie wyglądał bardzo dobrze pod względem fizycznym. W przerwie rozmawiałem z prezesem Legii Marcinem Herrą i mówię mu, że oni nie będą w stanie wytrzymać takiej intensywności przez cały mecz. Takiego wysokiego pressingu, agresji. W pierwszej połowie goście nie pozwolili Legii w ogóle rozwinąć skrzydeł. Trochę przypadkowy karny dał Legii paliwo, żeby wyrównać i myślę, że z całego tego meczu, to ten wynik był najlepszy. To dobry symptom, że Legia z wyniku 0:2 była w stanie doprowadzić do remisu. W poprzednim sezonie zazwyczaj, jak traciła pierwsza bramkę, to przegrywała. Spodziewam się, że z trenerem Kostą Runjaiciem Legia nie będzie grała wybitnych spotkań, ale będzie regularna i stabilna. To może wystarczyć do tego, żeby znaleźć się na podium i załapać się do pucharów. Podobają ci się letnie transfery Jacka Zielińskiego? Niektórzy narzekają, że do Legii trafiły same znane twarze, nie ma nikogo kim można zaskoczyć konkurencję. Znam Jacka wiele lat. To jest taki człowiek. On nie lubi ryzykować. Myślę, że założenie jest słuszne - należy postawić na tych, których się zna. Trzeba pamiętać, że budżet na transfery dla Legii jest bardzo ograniczony. Znam tok myślenia ludzi o charakterze Jacka. Lepiej wziąć Carlitosa pewnego, którego znamy i da nam jakąś gwarancję. Tak samo z Pichem i Wszołkiem. To wynika z przekonań Jacka, ale kluczowe są ograniczone możliwości finansowe. W naszych warunkach ligowych to może w zupełności wystarczyć. Może jednak nie starczyć w europejskich pucharach, może to być także za mało, żeby zaspokoić oczekiwania kibiców Legii, którzy pamiętają mecze z Realem Madryt w Lidze Mistrzów. Oczekiwania można jednak zmienić. Myślę, że większość fanów z pocałowaniem ręki przyjęłaby dzisiaj mecze w Lidze Konferencji. Jacek Zawsze twardo stąpa po ziemi. Jak coś je, to jak pamiętam, zawsze małą łyżeczką. Jak długo Legia będzie funkcjonować na takich skromnych zasadach? Kibice na dłuższą metę mogą się nie zadowolić Ligą Konferencji. Czy prezesa Mioduskiego stać finansowo na spełnienie ich oczekiwań? Znając właściciela, to może być trudno, żeby dopuścił jakiegoś wspólnika. Z tego co słyszałem, to były jakieś propozycje, żeby przejąć klub, ale oczekiwania właściciela - z tego co się mówi - są ogromne. Grałem w dwóch sezonach w Legii, kiedy nie było pieniędzy, a zdobywaliśmy mistrzostwo Polski. Pewnie 50 procent kibiców Legii nie pamięta takiego sezonu 2001/02 za Dragomira Okuki. Nie zawsze pieniądze są gwarancją sukcesu. Czasami jest to dobór piłkarzy. Chęć wypromowania się, wyjazdu do lepszej ligi wyzwala motywację i z tego rodzą się sukcesy. Czytałem wywiad z Miroslavem Radoviciem, w którym powiedział, że 70-80 procent piłkarzy Legii nie nadaje się do gry w tym zespole. To była surowa ocena, ale takie opinie też czasem działają na ambicje piłkarzy. Mam nadzieję, że tak się w Legii dzieje i nie przechodzą obojętnie obok takich słów. Przynajmniej na mnie to działało. Jak mnie ktoś w mediach nie doceniał, czy deprecjonował, to wyzwalało to we mnie zawsze większą motywację. Możliwości piłkarza często są nieznane - "sky is the limit". Jak mówiłem, że Lewandowski będzie lepszy od Bońka dziesięć lat temu, to wszyscy się pukali w głowę i mówili, że Kucharski zwariował. Ja myślę, że Legię stać na sprawienie niespodzianki, w tym sensie, że zespół, który rok temu walczył o utrzymanie, w tym będzie się bił o mistrzostwo. Byłeś na meczu z Górnikiem. Uważasz, że sytuacje z karnym po faulu na Jędrzejczyku, z pluciem Josue, którego nie było i z kibicowskim transparentem o g.. w Odrze, były tak bulwersujące, jak przedstawiają to kibice z Zabrza? Karny był ewidentny, bo uderzenie było ewidentnie. To nie było muśnięcie na wysokości klatki piersiowej, ale uderzenie na wysokości głowy. Legia nie raz cierpiała z powodu podobnych sytuacji. Jak na przykład kiedy Boruc pchał rywala. Można zarzucać Jędrzejczykowi teatralne zachowanie, ale teraz tak wszyscy robią w naszej lidze. Jeśli chodzi o transparent, to widziałem gorsze na "Żylecie". Kibice osiągnęli swój cel, bo Lukas Podolski zauważył ich dość oryginalną prowokację. Ja to traktuję jako taki folklor w naszej piłce. Dla mnie to nie jest nic wielkiego. Jeśli chodzi o zachowanie Josue, to jako obserwator Legii uważam, że on czasami tą swoją "mową ciała" przeszkadza sobie i drużynie. Dla mnie to są zachowania trochę irytujące. Rozumiem, że był prowokowany przed rzutem karnym, ale ja od legionisty wymagam większej samokontroli i myślenia, czy takie zachowania pomagają drużynie. Takie prowokacje zabierają czas, którego często brakuje, żeby wygrać. Być może Legia straciła przez niego te trzy-cztery minuty, których zabrakło do strzelenia jeszcze jednego gola. Okuka mówił nam: jak nie macie nogi złamanej to nie leżcie na tym boisku, bo 5-10 fauli, kiedy każdy będzie wzywał pomoc medyczną, to robi się 5-10 minut meczu. Legia jest zespołem dominującym, więc te 5-10 minut to jest dla niej strata. Na dodatek takie prowokacje, które stosuje Josue, jeszcze bardziej motywują przeciwników. Wolałbym się, żeby się skupił na graniu, bo ma umiejętności, a gra poniżej swoich możliwości. Mógłby dawać Legii więcej. Górnik domaga się dla niego kary, tylko po to, żeby zwrócić uwagę, że w Warszawie został skrzywdzony. To takie małostkowe. Legia wyzwala w całej Polsce emocje i tylko z tego powodu jest dyskusja na te tematy. W drugiej części obszernego wywiadu z "Interią, Cezary Kucharski opowie m.in o zbliżającym się procesie z Robertem Lewandowskim. Rozmawiał Artur Szczepanik "Interia"