"Kiedy czytam w prasie, jakich pieniędzy żądają polskie kluby za swoich graczy, chce mi się śmiać" - skomentował na łamach "Przeglądu Sportowego" menedżer piłkarski Gianluca Di Carlo. "Trzeba na razie zapomnieć o transferze opiewającym na miliony euro. Ceny, jakie polskie kluby dyktują za najlepszych piłkarzy, są zupełnie oderwane od rzeczywistości. Można zastanawiać się, dlaczego, powiedzmy, w Anglii byle jaki transfer opiewa na kilka milionów funtów, a za Polaków nikt nie chce tyle płacić. Odpowiedź jest prosta - te niby byle jakie transfery dotyczą graczy sprawdzonych, mających doświadczenie w ligach lepszych niż polska, więc ryzyko transferowego niewypału jest niższe" - stwierdził. "Zdarzało się, że polskiego piłkarza sprzedawano za spore pieniądze, chociażby Dawida Janczyka. I co? Nie sprawdził się w CSKA Moskwa. Nic więc dziwnego, że kluby z zagranicy ostrożnie inwestują. Najlepszym rozwiązaniem jest wypożyczenie zawodnika z opcją pierwokupu. Powiedzmy taki Lewandowski przechodzi na kilka miesięcy do większego klubu. Lech dostaje za to niewielkie pieniądze, traci, ale tylko pozornie. Klub po kilku miesiącach - jeśli piłkarz się sprawdzi - może otrzymać znacznie więcej pieniędzy, niż dostałby od razu za transfer definitywny. Jeśli nie - gracz wróci, ale w swoim cv będzie miał epizod zagraniczny, co może okazać się w przyszłości bardzo przydatne" - podkreślił Gianluca Di Carlo.