"Boski Diego" znany jest z tego, że lubi otaczać się sprawdzonymi ludźmi. Rzeczą wiadomą jest również to, że zaufanie Maradony zaskarbić sobie bardzo ciężko. W minionym tygodniu Carmando rozstał się z neapolitańskim klubem po 35 latach współpracy. W związku z tym doświadczony masażysta postanowił podzielić się z mediami wspomnieniami z pracy na Stadio San Paolo. Wiele miejsce w swojej opowieści Carmando poświęcił właśnie osobie Maradony. - Kiedy poznałem Maradonę, od razu przypadliśmy sobie do gustu. Nigdy też nie zakończyliśmy znajomości, łączy nas wzajemna przyjaźń - mówi Włoch, którego umiejętności Maradona cenił do tego stopnia, że zależało mu na tym, by ten zajmował się jego mięśniami także podczas zgrupowań reprezentacji Argentyny: - Miałem ten przywilej, by być z nim w Meksyku i USA. - To prawdziwy futbolowy geniusz. Nie tylko ze względu na to, co potrafił zrobić nogami, ale też dzięki swemu sercu. Ten kto go nie zna, nie powinien go osądzać. Jest unikalny - opowiada Carmando. Masażysta znalazł się w prywatnym sztabie Maradony w czasie Mundialu na boiskach USA w 1994, który zakończył się dyskwalifikacją piłkarza za stosowanie niedozwolonej substancji. - Długo nie mogłem dojść do siebie po tym wydarzeniu - wspomina. - Najpiękniejszym dniem w mojej karierzy był 10 maja 1987 roku. Miasto było opanowane przez naszych kibiców całą noc. Napoli wyszło z cienia i zapisało się w historii. Kiedy o tym mówię nadal mam gęsią skórkę - ekscytuje się Carmando. - Mieliśmy w zespole prawdziwych facetów. Giuseppe Bruscolotti, Bagni, Bruno Giordano, Antonio Careca, Carnevale, Ciro Ferrara i oczywiście Jego - wylicza masażysta. Oprócz roli "masera", Carmando był także swoistym talizmanem dla Maradony, który zawsze przed pierwszym gwizdkiem sędziego całował swojego przyjaciela w czoło.