Australia stanęła przed historyczną szansą. Nigdy nie doszła jeszcze do półfinału i strefy medalowej mistrzostw świata w piłce nożnej, zarówno w męskiej, jak i żeńskiej piłce. A teraz ma turniej rozgrywany na własnych boiskach i bodaj najmocniejszą drużynę w dziejach, napędzoną wynikami i trudnościami, przez jakie przeszła. Przypomnijmy, że gdy Australia przegrała w grupie 2:3, nieoczekiwanie stanęła w obliczu możliwego wyeliminowania z mundialu już na tym etapie. Podzieliłaby los Nowej Zelandii - współgospodarza mistrzostw, który tak dobrze zaczął, a odpadł. W ostatnim meczu grupowym Australijki stanęły na wysokości zadania. Ograły aż 4:0 uważaną za bardzo mocną Kanadę i jej kosztem wyszły z grupy. Wtedy zaczęła się ich wielka przygoda, która dzisiaj elektryzuje mieszkańców Australii. "Matildas" jak nazywa się kobiecą drużyną wyeliminowała w play-off Danię 2:0, a następnie trafiła w walce już o półfinał i medale na Francję, także zaliczaną do faworytów. Szaleństwo w Australii przy okazji mundialu Ten mecz wywołał w Australii ogromne zainteresowanie. Ludzie zbierali się na ulicach i placach, by wspólnie oglądać historyczne spotkanie. Wielu stawiało na Francuzki, które walczyły także o swój pierwszy medal w historii, ale Australijki rzuciły się na nie i były zespołem lepszym. Stworzyły wiele okazji bramkowych, kilka z nich miała zwłaszcza Mary Fowler - pierwsza w dziejach osoba pochodzenia papuaskiego, która bierze udział w piłkarskich mistrzostwach świata. Mary Fowler z Manchesteru City stanęła przed wielką szansą na strzelenie gola, ale obronną ręką wychodziła francuska bramkarka Pauline Peyraud-Magnin, gwiazda Juventusu Turyn. Tajemnicza flaga na stadionie w Australii. To nie Aborygeni, zatem o co chodzi? Spory entuzjazm spowodowało wejście w drugiej połowę największej gwiazdy australijskiej, Sam Kerr. Kontuzjowana przed pierwszym meczem piłkarka nie może wciąż rozgrywać pełnych meczów, ale jej wejście, jej dynamika i umiejętności to motor napędowy poczynań Australijek. Tak było i tym razem. Sam Kerr stworzyła kilka okazji, ale to niw wystarczyło. Padł remis 0:0, trzeba było grać dogrywkę. W niej doszło do kontrowersji. Francuzki strzeliły bramkę, ale chilijska sędzia Maria Carvajal jej nie uznała. Dopatrzyła się faulu przy golu zdobytym zresztą po rogu, którego być nie powinno i przy którym cały stadion wył niezadowolony. Dramatyczne rzuty karne. Co zrobiła Arnold? Widząc, że mecz zmierza w stronę rzutów karnych, Francja zdecydowała się na niecodzienny ruch. Pod koniec dogrywki zmieniła bramkarkę. Między słupki weszła Solene Durand. Miała być bohaterką konkursu jedenastek. Tymczasem pierwsze skrzypce grać zaczęła vis-a-vis Mackenzie Arnold, która najpierw obroniła strzał gwiazdy francuskiej drużyny Selmy Bachy, a następnie czubkami palców musnęła piłkę bita przez Eve Perisset. I wtedy zdarzyła się rzecz niezwykła. Do decydującego strzału, który mógł zapewnić historyczny awans Australii, podeszła... właśnie bramkarka Mackenzie Arnold. Mogła być absolutną bohaterką kraju, ale uderzyła w słupek. Zdenerwowana po chwili musiała wrócić do bramki i bronić dalej. Konkurs wydawał się nie mieć końca, aż Mackenzie Arnold obroniła uderzenie Kenzy Dali. Publika szalała, ale wtedy chilijska sędzia łamaną angielszczyzną przez mikrofon poinformowała widzów, że karnego trzeba powtórzyć, bo bramkarka ruszyła się z linii. Australijka obroniła raz jeszcze! Sędzia znów sprawdzała VAR, ale tym razem obrona została zatwierdzona. Australia ponownie stanęła przed szansą skończenia rywalizacji i ponownie ją zmarnowała. Durand w akrobatyczny sposób zatrzymała strzał Clare Hunt. Nerwy były tak ogromne, że Francuzka Vicki Becho położyła australijską bramkarkę na trawę, ale trafiła w słupek. Zespół Francji padł wtedy na kolana z niedowierzaniem. Tej szansy Australia już nie zmarnowała. Cortnee Vine przypieczętowała awans.