Jakub Kwiatkowski pracował w Polskim Związku Piłki Nożnej od 2012 roku. Na początku pełnił funkcję rzecznika prasowego federacji, a później dodatkowo został jeszcze team managerem reprezentacji Polski. Na początku grudnia poinformowano, że decyzją selekcjonera Michała Probierza i dyrektora Departamentu Komunikacji i Mediów Tomasza Kozłowskiego, jego przygoda w PZPN dobiegła końca. Nie było to jednak jego pierwsze zwolnienie z federacji. Swój pierwszy, bardzo krótki, epizod Jakub Kwiatkowski miał w 2009 roku, czyli jeszcze wówczas, gdy prezesem PZPN był Grzegorz Lato. Skończyło się rychłym zwolnieniem i... interwencją komornika. Romans, który nie przetrwał nawet roku. Za sześć meczów Santos zgarnął niewyobrażalną kwotę Kwiatkowski pracował na stanowisku rzecznika od kwietnia do ostatniego dnia września 2009 roku. Około trzech tygodni wcześniej z reprezentacją Polski pożegnał się Leo Beenhakker - Grzegorz Lato zwolnił go w wywiadzie udzielonym za autobusem kadry. - Atmosfera się popsuła, rozpoczął się protest kibiców i bojkot kadry. Zarząd PZPN poprosił mnie o przygotowanie strategii na trudne czasy - wspominał Jakub Kwiatkowski. Strategia ta nie była jednak realizowana zbyt długo. 30 września zwolniono Martę Alf (rzeczniczkę kadry Beenhakkera), a kilka godzin później o swoim zwolnieniu, od tego samego szeregowego pracownika PZPN, dowiedział się Jakub Kwiatkowski, który wcześniej kilka razy "podpadł" działaczom federacji. Za to zwolniono Kwiatkowskiego. Później musiał walczyć o swoje pieniądze Były rzecznik wspomniał o tym, jak zachował się w trakcie happeningu "Łańcuch lepkich rąk" zorganizowanego przez radio RMF. - Ludzie przyszli, upaćkali ręce smarem, by zaprotestować przeciwko korupcji w polskiej piłce. Przybiegł do mnie pracujący wtedy w federacji nieżyjący już dziennikarz Janusz Atlas i zapytał: "Co robimy, panie Kubusiu, co robimy?". Powiedziałem, że musimy wyjść, ponieważ jako PZPN też walczymy z korupcją. Zszedłem na ulicę, wysmarowałem ręce i stanąłem z ludźmi w tym łańcuchu. Media odebrały to pozytywnie. Wróciłem do biura i od Atlasa usłyszałem: "No, panie Kubusiu, ale tak to my nie pracujemy". Po tych słowach wiedziałem już, że nie będę miał w PZPN łatwo - opowiedział Jakub Kwiatkowski. Postawa rzecznika władzom nie spodobała się również przy ustaleniu wspomnianej wcześniej strategii po zwolnieniu Beenhakkera. Reprezentacja Polski przeżywała wówczas olbrzymi wizerunkowy kryzys, który Kwiatkowski chciał zażegnać. Zaapelował więc do działaczy, aby przestawi kierować się własnym interesem i wynosić informacje do mediów. - Usłyszałem: "Co on będzie nas pouczał". Jakub Kwiatkowski został zwolniony około trzech tygodni po Beenhakkerze. Był jednak zatrudniony na podstawie umowy o pracę, więc pozbycie się go z federacji nie było takie proste. PZPN musiał więc mieć co do jego pracy poważne zarzuty lub zdecydować się na likwidację stanowiska. Trzy lata później Jakub Kwiatkowski ponownie został rzecznikiem PZPN i pozostał nim aż do grudnia 2023 roku. Dodał, że nie żałuje swojego pierwszego epizodu w federacji, ponieważ gdyby nie on, może nigdy nie trafiłby do niej za czasów Zbigniewa Bońka.