Jakub Żelepień, Interia: O czym jest film "Wróbel", w którym wystąpiłeś? Radosław Majewski: Film zadaje pytanie, czy lepsza jest oswojona samotność, czy nie do końca kontrolowana bliskość z ludźmi. Poznajemy samotnego człowieka z doświadczeniem trudnego dzieciństwa, w którego życiu nagle pojawiają się nowe bodźce. Lubię produkcje, które opowiadają o sprawach ważnych i trudnych w sposób lekki i zabawny. Dlaczego w ogóle zdecydowałeś się na aktorską przygodę? To była dla mnie szansa, żeby pojawić się na dużym ekranie, choć tak naprawdę długo nie wiedziałem, czy faktycznie się na nim pojawię. Na castingach bardzo mi się podobało, byłem ekspresyjny i naturalny. Dostawałem też sygnały, że daję radę, że coś może z tego być. Prawdziwy plan to jednak coś innego. Ostrzegano mnie, że może dojść stres i coś nie wyjdzie. Ostatecznie dałem radę, również dzięki reżyserowi Tomaszowi Gąssowskiemu, który dał mi dużą swobodę. Widział we mnie - jak on to mówił - naturszczyka. Hit transferowy stał się faktem. Z Manchesteru United prosto do Legii Warszawa Zapamiętałeś jakieś szczególne momenty z planu? Wiesz co, całe to doświadczenie było dla mnie nowe, więc zapamiętałem wszystko. Nie było jakiegoś jednego najweselszego albo najsmutniejszego momentu. Wszystko mi się podobało, chłonąłem to, co tam widziałem. Nawet nie spodziewałem się, że jest tyle roboty przy nagraniu jednej sceny. Ustawianie się, przesuwanie kamery, ubieranie, charakteryzacja. "Wróbel" to jednorazowa przygoda czy chcesz pójść w stronę aktorstwa? Na razie to tylko przygoda. Zresztą - ja nie zagrałem roli pierwszo-, drugo- czy nawet trzecioplanowej. Miałem swój epizod, nie zamierzam kłamać, że było inaczej. Nie było przy tym tak, że tylko przemknąłem gdzieś w tle, bo wypowiadam też swoją kwestię, ale to wciąż epizod. Prapremiera w gronie VIP-ów już za tobą. Słyszałem, że opinie były bardzo dobre. To prawda, mieliśmy już specjalny pokaz. Byli na nim aktorzy z prawdziwego zdarzenia: Tomasz Kot, Magdalena Cielecka, Dorota Stenka i wielu innych. Wszyscy wychodzili z sali z uśmiechem na ustach, a moim zdaniem o to właśnie chodzi. Jak mówiłem na początku - ten film to lekkie potraktowanie trudnych spraw. Co ciekawe, masz de facto w filmie dwie role. Jesteś piłkarzem, ale też... listonoszem. Zagranie piłkarza nie było dla mnie szczególnie trudne. Byłem po prostu sobą, gram w piłkę 30 lat. Ciekawszym, bardziej wymagającym wyzwaniem była rola listonosza. Ten fragment nie był długi, ale musiałem się napracować, żeby wiernie oddać tę postać na ekranie. Rozmawiał Jakub Żelepień, Interia