W środę GKS opublikował komunikat o stanie spółki, w którym informuje, że "w konsekwencji narastającego od 10 lat zadłużenia, poziom zobowiązań Spółki na 31 grudnia 2021 r. wyniósł ok. 7 mln zł." By móc skutecznie ubiegać się o licencję, klub musiałby na już znaleźć 6,5 mln zł. GKS postanowił, że zespół nie zagra na inaugurację rundy wiosennej z rezerwami Śląska Wrocław. Wydaje się, że los klubu jest przesądzony. Jedną z osób, która tworzyła klub był Drobniewski. Prezesem GKS był przez 12 lat - do 2002 roku. Za jego czasów klub awansował do ekstraklasy i dwa razy wystąpił w finale Pucharu Polski. Największym sukcesem GKS było wicemistrzostwo Polski (2007) i występy w europejskich pucharach. Andrzej Klemba, Interia: Pan najdłużej zarządzał GKS. Teraz klub stanął na krawędzi Zdzisław Drobniewski: To prawda, ale to było już tak dawno. To historia. Poświęciłem parę ładnych lat życia dla GKS, dlatego serce teraz boli, kiedy widzę, co się stało. Kluby padają wtedy, kiedy polityka za bardzo się do nich miesza. Politycy ogrzewają się przed wyborami, pokazują na stadionie, ale później gorzej z potwierdzaniem tej sympatii. Do momentu, kiedy klub był daleko od polityki, to działo się w nim dobrze. Według komunikatu spółki zadłużenia zaczęło powstawać w 2010 roku. - Wydaje mi się, że problem na poważnie zaczął się od około 2015 roku. Wtedy stał się narzędziem w rękach polityków. Co chwilę zmieniali się tu prezesi, dla których praca w GKS zaczynała się o godz. 8, a kończyła o godz. 16. Tak nie da się zarządzać klubem sportowym. Wyjąłem z życia 12 lat dla GKS, co mocno odbiło się na mojej rodzinie. Pracy w sporcie trzeba poświęcić się na całego. Są dni, czasem tygodnie np. podczas okna transferowego, że trzeba być w klubie dzień i noc. Potem przyszli menedżerowie, prezesi z nadania, dla których liczyła się tylko kasa. Polityka psuje sport. Nie powinna mieszać się do piłki nożnej. Oczywiście pomoc polityków jest potrzebna, ale to muszą być mądre osoby, którym zależy na klubie, a nie na zbijaniu kapitału. Nie mogłem uwierzyć, kiedy np. przysyłali z Rzeszowa ludzi, by zarządzać klubem z Bełchatowa. Wydaje mi się, że dopóki klub bezpośrednio sponsorowała kopalnia, to takich problemów nie było. - Tak właśnie było. Kopalnia część wypracowanego zysku przekazywała na klub. Była blisko GKS. Po powstaniu koncernu PGE kopalnia weszła w jego skład i straciła podmiotowość prawną. O przekazywaniu pieniędzy na sport, na konkretne kluby zaczęła decydować centrala, a tak naprawdę to politycy. Tli się gdzieś jeszcze nadzieja dla GKS? - Tam już nie ma co ratować. Frakcja polityczna goniła frakcję, a cierpiał na tym klub. Co rok, co pół roku zmieniał się prezes, a za chwilę szkoleniowiec. Jak tu można myśleć o jakiejś ciągłości. Nawet najlepsza wizja runie. W Bełchatowie poza kopalnią i elektrownią, nie ma silnego biznesu, który byłby w stanie udźwignąć finansowanie piłkarskiego klubu. Czyli nie widzi pan możliwości, by w Bełchatowie była piłka nożna na wyższym poziomie? - Jest akademia GKS Bełchatów, która jest odrębnym podmiotem od klubu. Może to byłby jakiś nowy początek. Trzeba by jednak znaleźć młodego pasjonata, który spróbuje odbudować klub. Oczywiście nie sam, bo będzie potrzebował kilku mądrych doradców, ale będzie miał swój rozum i będzie sam podejmował decyzje. Problemem Bełchatowa jest też polityczny marazm. Brak tu silnych polityków, którzy byliby w stanie zatroszczyć się o klub, a przy okazji nie myśleć tylko o swojej karierze. Z jednej strony mówi pan, że politycy powinni być z dala od GKS, a z drugiej, że są potrzebni. - To się nie kłóci, bo chodzi o mądrych ludzi, którzy będą chcieli pomóc, ale nie będą mieszali się w prowadzenie klubu. Generalnie im dalej od polityki, tym GKS powstanie szybciej z kolan. Upadek klubu powinien być tematem numer 1 w Bełchatowie. - Jak wspomniałem boli mnie serce. Po ogłoszeniu komunikatu zadzwonił syn i pytał jak to możliwe, Na zakupach spotkałem wielu ludzi, którzy mnie dopytywali, co dalej. Sam miałem nadzieję, że jak przejdę na emeryturę, to będę delektował się meczami GKS. Wygląda na to, że nic z tego. Pozostały mi tylko wspomnienia. Kiedyś stadion był drewniany otoczony siatką, teraz jest obiekt na miarę Bełchatowa. Przyjeżdżali tu trenerzy z reprezentacjami jak Władysław Stachurski czy Antoni Piechniczek. Mecze rozgrywały reprezentacje młodzieżowe, a nawet dwa razy kadra A. Żal mi, że ten klub tak zniszczono.