Krzysztof Piątek zawitał do tureckiej Super Lig minionego lata. Meldował się w szeregach Istanbul Basaksehir z ogromną nadzieję ma strzeleckie przełamanie. Na gola w meczu o stawkę czekał od 8 maja tego roku. Trafił wówczas do siatki jeszcze jako gracz włoskiej Salernitany. Tymczasem mijały kolejne tygodnie, a jego bramkowe konto świeciło pustkami. We wrześniowym meczu z Fenerbahce został zdjęty z murawy w 31. minucie, mimo że nic mu nie dolegało. Ze skwaszoną miną udał się do szatni, jego zespół przegrał 0-4. Co za forma reprezentanta Polski. Kolejny wspaniały występ napastnika Wydawało się, że dla Polaka nadchodzą arcytrudne tygodnie. A ściślej - ławka rezerwowych z automatu. Piątek znowu na liście strzelców. Wiadomo, kto stoi za jego przełamaniem W ostatniej kolejce listopada Piątek przyczynił się do wysokiego zwycięstwa Istanbul Basaksehir, ustalając końcowy rezultat domowej potyczki z Pendiksporem na 4-1. Dla "Il Pistolero" był to trzeci gol w tym sezonie. Na zgromadzenie dorobku potrzebował ledwie trzech tygodni. Wcześniej polski snajper ustrzelił dublet w potyczce z Ankaragucu. Trzy tygodnie, trzy trafienia. Dlaczego przez długi okres pokonanie bramkarza rywali okazywało się zadaniem ponad siły? Odpowiedzi na łamach "Faktu" udziela Bartłomiej Bączek. To trener mentalny, którego Piątek zna jeszcze z czasów gry w Serie A. I właśnie do niego zwrócił się z prośbą o pomoc, kiedy nie radził już sobie z irytacją. Turcy idą na całość. Ogłosili cenę sprzedaży Polaka. Rekord w historii klubu - Czuł, że w Turcji nie wszystko idzie po jego myśli. Zaczęliśmy od spotkania na wideokomunikatorze. Impulsem był brak goli. To zawsze wywołuje u napastnika jakąś presję - zarówno zewnętrzną, jak i wewnętrzną. Działacze i kibice oczekiwali bramek. Wewnątrz tak ambitnego człowieka, jakim jest "Kris", pojawiło się trochę smutku, frustracji, a nawet lęku, że nie wywiązuje się on ze swojej roli. Krzysztof mnie znał i mi ufał, więc zgłosił się do mnie - opowiada Bączek. - Przy pracy z Krzyśkiem bywały takie etapy, gdzie pracowaliśmy tylko i wyłącznie nad tym, żeby on dalej wykonywał swoją pracę na treningu w bardzo profesjonalny sposób, nawet jeśli ona jest monotonna. I to był jakiś etap. No ale też ważny był ostatni krok: żebyśmy zaczęli strzelać gole. I to jest zupełnie inna metodyka pracy, rozmowy i inne narzędzia. Wszystko po to, by to, o czym rozmawiamy, w końcu przynosiło wyniki widoczne gołym okiem. Ta kwestia mu doskwierała. Wielokrotnie dobrze wyglądał na treningach i meczach, pomagał drużynie, ale nie miał goli - dodaje coach. Pożądane efekty wreszcie się pojawiły. Czy to początek powrotnej drogi do reprezentacji Polski? Na to pytanie odpowiedź przyniosą najbliższe miesiące.