Jose Mourinho nie znosi nudy, lubi życie w napięciu. Bezdyskusyjna seria łatwych zwycięstw Realu Madryt znużyła Portugalczyka do tego stopnia, że w ramach "wolnych mocy przerobowych" wziął się za wychowywanie kibiców. Zachowując konieczną dyplomację dał jasno do zrozumienia, że zachowanie tych, którzy przychodzą na Santiago Bernabeu pozostawia wiele do życzenia. Faktycznie duża część madryckiej widowni reaguje jak w filharmonii, lub operze. A "Mou" chciałby wsparcia przez 90 minut. Dlatego po spotkaniu z CSKA w Champions League ostentacyjnie podszedł pod trybunę ultrasów "Fondo Sur", by podziękować im za doping. Portugalski trener ma wiele racji, klubowi z Madrytu ledwo udało się przerwać sześcioletnią passę porażek w 1/8 finału Champions League, a już po 12 miesiącach na tym etapie fani uważają za niewystarczające zwycięstwo 4-1. Apel nie pomógł. Na Santiago Bernabeu jak w operze Zjawisko "publiczności teatralnej" dotyczy także Camp Nou w Barcelonie. Już Diego Armando Maradona wspominał, że kiedy po zdobyciu gola zdarł z siebie koszulkę i z gołym torsem oraz obłędem w oczach ruszył w kierunku trybun, dostrzegł wypudrowaną damę w futerku klaszczącą w dłonie odziane w rękawiczki. W debacie na temat zachowania na Santiago Bernabeu wzięła udział prasa, a za jej pośrednictwem kilka klubów kibica "Królewskich". Wszyscy przyznawali rację trenerowi Realu, ich zdaniem reakcja trybun jest zbyt chłodna. O nadzwyczajne wsparcie kibiców poprosił Alvaro Arbeloa tłumacząc, że zbliżające się dwa miesiące mogą przywrócić klubowi pozycję nr 1 w Europie. Niedzielny mecz z Malagą miał rozpocząć nowy etap kibicowania, w którym trybuny Santiago Bernabeu będą jak wulkan. Nie udało się. Większość kibiców zachowywała się tak jak zwykle, a tuż przed końcem 10 tys ludzi opuściło obiekt. Korków uniknęli, ale nie zobaczyli bramki Santiago Cazorli, a o stracie punktów przez ulubiony klub dowiedzieli się w domach. Mourinho wie jedno: zamiast wychowywać fanów musi się skupić na utrzymaniu koncentracji swoich piłkarzy. W drugiej połowie Real przewyższał Malagę o dwie klasy, a pozwolił sobie wydrzeć zwycięstwo. Być może jednak ziarno zasiane przez Portugalczyka przyniesie kiedyś plony. Nie szybko: na rewanżowe spotkanie z APOEL-em Nikozja w ćwierćfinale Champions League, klub z Madrytu obniżył ceny biletów o 50, a dla socios nawet o 60 procent. Zainteresowanie jest niewielkie, tymczasem Real chce, by stadion był pełny, drużyna walczy przecież o półfinał Ligi Mistrzów! Kibice darowali im porażkę Takich kłopotów z fanami nie ma hiszpańska klasa średnia. Kibice Athletic Bilbao są tak wniebowzięci po wyeliminowaniu Manchesteru United w Lidze Europy, że darowali drużynie kolejne porażki w lidze. Ta wczorajsza 0-3 na San Mames z Valencią może być jednak bardzo znacząca. Do czwartego miejsca w tabeli dającego prawo gry w eliminacjach Ligi Mistrzów Baskowie tracą już 4 pkt. W środę czeka ich bój z Atletico w Madrycie, które także płaci w lidze za znakomitą postawę w rozgrywkach międzynarodowych. Tylko najbardziej doświadczona Valencia potrafi godzić rywalizację na dwóch frontach. Ale ona ma te same kłopoty, co Real i Barcelona. Przyzwyczajonym do triumfów kibicom wciąż jest mało. Nieustannie wspominają czasy, gdy ich drużynę wymieniano w gronie lokalnych kolosów. Sytuacja ekonomiczna w klubie bardzo się jednak zmieniła, dziś wciąż krytykowany Unai Emery ma bardzo niewiele autentycznych gwiazd. Bohater Valencii Roberto Soldado to wychowanek Realu, którego bez żalu oddano. Real i Barcelona zgarnęły rekordowe kontrakty Przed sezonem sytuacja hiszpańskiej klasy średniej była nie do pozazdroszczenia. Kiedy Real i Barcelona zgarniały rekordowe kontrakty reklamowe, żadna z drużyn środka nie miała nawet sponsora na koszulkach. Szefowie Sevilli, Valencii, Atletico i innych bez efektu bili się o zmianę skandalicznie niesprawiedliwego podziału wpływów z transmisji telewizyjnych. W końcu sprawy w swoje ręce wzięli piłkarze. Kluby środka zabłysnęły na boisku. W ćwierćfinałach Ligi Europejskiej są aż trzy zespoły Primera Division. Bez ich wspaniałej gry Real i Barcelona nie miałyby szans na odzyskanie dla Primera Division numeru 1 w Europie. Pamiętam jeden z wywiadów przed startem ligi hiszpańskiej, w którym piłkarz Malagi wyznał, że dla mediów krajowych liczy się wyłącznie para kolosów. "Nie wiem, co musielibyśmy zrobić, żeby dziennikarzom wydało się to ciekawsze niż poruszenie palcem w bucie przez Messiego, albo Ronaldo" - cytuję z pamięci, ale taki był wydźwięk jego słów. Dziś hiszpańska klasa średnia skończyła z narzekaniem, wzięła się za grę i efekty widać. Malaga została pierwszą drużyną po Barcelonie, która wyjechała z tarczą z Bernabeu. Triumfy Athletic nad Manchesterem United odsunęły w cień dokonania Realu i Barcelony. Pep Guardiola pokłonił się do samej ziemi. "Mamy przed sobą najlepszego trenera na świecie" - powiedział o Marcelo Bielsie podkreślając, że nikt inny tak szybko nie dokonałby tak głębokiej zmiany w stylu gry baskijskiej drużyny. Wczoraj okazało się, że Argentyńczyk, który wygrał pojedynek z samym Aleksem Fergusonem, poległ z rąk Emery'ego. To wszystko są jednak dobre wiadomości dla całej Primera Division. Początek końca ligi dwojga? Dyskutuj o artykule z Darkiem Wołowskim Real od rana do nocy! Bądź na bieżąco i zaprenumeruj wszystkie informacje na jego temat! Barca na okrągło! 24 h na dobę! Nie przegap żadnego newsa! Zaprenumeruj informacje na jej temat!