W ostatnich latach światowa opinia publiczna staje się coraz bardziej świadoma tego, jak gospodarze mistrzostw świata - zwłaszcza Katar i Rosja - wykorzystują turniej, by przykryć swoją ciemną stronę. Mundial stał się dla tych krajów sposobem na ocieplenie wizerunku i swoistym listkiem figowym pozwalającym maskować co bardziej wstydliwe działania. Co jednak czasem umyka naszej uwadze, to fakt, że taki schemat powtarzał się już w historii znacznie wcześniej. I być może jednym z najbardziej drastycznych przykładów był mundial w Argentynie w 1978, w którym brała udział również reprezentacja Polski Jacka Gmocha. W 1976 roku władzę w Argentynie przejęła junta wojskowa pod przywództwem Jorge Rafaela Videli. I dziś jest to czas zapamiętany jako najbardziej chyba mroczny w historii tego kraju. Podobnie jak w sąsiednim Chile pod przywództwem Augusto Pinocheta, tak i w Argentynie działy się rzeczy straszne. Ludzie podejrzani o lewicowe czy po prostu opozycyjne wobec rządzących zapatrywania - w tym zwłaszcza artyści, intelektualiści, robotnicy, kapłani czy nawet sportowcy - znikali coraz częściej bez śladu. Wielu bliskich dopiero po latach odkryło, że członkowie ich rodzin padali ofiarami potwornych tortur, a część nigdy w pełni nie poznała prawdy o tym, jak zginęli ich ojcowie, bracia czy matki. Do dziś słynne Matki i Babcie z Placu Majowego w Buenos Aires zbierają się, by domagać się prawdy o swoich bliskich. Videla fanem piłki nie był, ale to mu nie przeszkadzało naciskać na organizację mundialu Tymczasem dwa lata po dojściu junty do władzy, w Argentynie - jak gdyby nigdy nic - odbyły się piłkarskie mistrzostwa świata. Dziennikarz śledczy Ken Bensinger zaznaczył, że Jorge Videla - w przeciwieństwie do tysięcy Argentyńczyków - "nigdy nie był fanem futbolu", ale doskonale rozumiał, co rządzący krajem mogą zyskać poprzez organizację tak wielkiej i przyciągającej uwagę imprezy. Przede wszystkim - legitymizację własnych poczynań. Władze Argentyny miały szansę udowodnić, że są w stanie organizować wielkie przedsięwzięcia i wzmocnić swój wizerunek, jako kraju stabilnego i "godnego zaufania". Zresztą nie chodziło tylko o dotarcie do zagranicznego odbiorcy, ale również o działanie na użytek wewnętrzny. Od starożytności wiadomo było, że warto dać ludowi "chleb i igrzyska". W przypadku Argentyny, by emocjami związanymi z mundialem przykryć np. problemy inflacyjne. - Włochy Benito Mussoliniego i Argentyna Videli w 1978 to jaskrawe przykłady tego, jak można wykorzystać mundial do własnych politycznych celów. I do ocieplenia swojego wizerunku - przyznał w rozmowie z Interią Remigiusz Półtorak, współautor książki "Operacja Mundial. Futbol, korupcja, polityka. 1930-2026". Gdy patrzymy na tamte wydarzenia z perspektywy, to fakt, że mistrzostwa świata odbyły się w kraju, gdzie rozgrywały się dramaty "desaparecidos", czyli "znikniętych", szokuje i zastanawia. - Co do Argentyny, to trzeba też zaznaczyć, że mistrzostwa zostały jej przyznane dużo wcześniej - ponad dekadę wcześniej. Natomiast po dojściu junty do władzy w 1976 roku decyzja ta została utrzymana w mocy - zaznacza Półtorak. Nie zmienia to jednak faktu, że piłkarski mundial stał się w praktyce wygodnym narzędziem dla reżimu. - Rzeczywiście była to idealna okazja dla generała Jorge Videli, by pokazać światu Argentynę z jaśniejszej strony - nie kryje dziennikarz. Wspomniany już Bensinger analizował podjęte na świecie próby nawoływania do bojkotu imprezy. Szczególnie silnie te wołania wybrzmiały we Francji, gdzie powstał nawet tzw. C.O.B.A. - specjalny komitet powołany oddolnie na rzecz bojkotu mistrzostw świata w Argentynie. Mundial w Argentynie. Apel Amnesty International Na koszmarne wydarzenia rozgrywające się w Argentynie uwagę zwracała też konsekwentnie Amnesty International. W jednym z komunikatów organizacji, opublikowanym w maju 1978 roku, czytamy: "kwestia łamania praw człowieka w Argentynie i to, jaki stosunek powinny doń przyjąć zagraniczne reprezentacje oraz dziennikarze, budzi znaczące kontrowersje. Amnesty International nie wzywa do bojkotu. Jednak AI stoi na stanowisku, że miliony ludzi na świecie, które będą śledzić te wydarzenia sportowe w Argentynie, powinny zostać poinformowane również o tej twarzy Argentyny, której telewizja nie pokaże: o setkach ofiar dotkniętych torturami, więzieniem czy też zaginionych." "Operacja mundial". Ta książka odziera ze złudzeń Później okazało się, że AI nie doszacowała jeszcze wówczas skali argentyńskiego dramatu, bo ofiary należało liczyć w tysiącach. We wspomnianym komunikacie organizacja podkreśliła jeszcze jedną ważną rzecz - jakże aktualnie dziś brzmiącą, w kontekście zbliżającego się mundialu w Katarze. "Niektórzy argumentują, że sportu i polityki nie należy mieszać. Jednak jasnym jest, że argentyński rząd dokłada wszelkiego wysiłku, by zagwarantować, że ten mundial stanie się punktem zwrotnym w staraniach o pokazanie światu wizerunku stabilnego i pokojowego kraju" - pisano. Z perspektywy widzimy doskonale, jak zakłamany był to wizerunek. Ostatecznie głosy wzywające do oprotestowania mundialu w Argentynie okazały się zbyt słabe. Nie mówiąc już o jakimkolwiek bojkocie. Turniej, jak wiemy, rozegrano bez większych przeszkód. Polska reprezentacja wróciła z niego ostatecznie bez medalu.