Przed rundą wiosenną poznaniacy do lidera rozgrywek Wisły Kraków tracili osiem punktów, a do wicelidera Legii Warszawa - trzy. O mistrzowskim tytule nikt, łącznie z władzami klubu, głośno nie mówił. Tymczasem sensacyjne porażki wiślaków i legionistów oraz bardzo udany początek wiosny w wykonaniu Kolejorza sprawiły, że w Poznaniu znów głośniej mówi się o mistrzostwie kraju. Jak powiedział Bartosz Bosacki, kapitan poznańskiej jedenastki, nie tylko w piłce nożnej, ale także w innych dyscyplinach łatwiej jest wejść na szczyt, niż się na nim utrzymać. "My przystąpiliśmy do rundy wiosennej z założeniem pogoni za liderem. Już jesienią Wiśle zdarzały się słabsze mecze, traciła punkty, ale my nie potrafiliśmy wykorzystać szansy by do niej "doskoczyć". Teraz wreszcie zrobiliśmy, co do nas należało. Cieszymy się, że tak szybko udało nam się tego dokonać" - podkreślił obrońca Lecha. "Mówiłem już wcześniej, że wszystko może w dwóch meczach się odwrócić. I te dwie wiosenne kolejki pokazały, że w naszej lidze, a także w całym sporcie, wszystko jest możliwe. My się z tego powodu cieszymy, inni mają zmartwienia, ale to tylko uatrakcyjni naszą ligę. W ubiegłym roku wszyscy mówili o Lechu jako o murowanym kandydacie do mistrzostwa, bo miał przewagę czterech punktów nad rywalami. Wisła przed rundą wiosenną miała osiem punktów więcej od nas, od Legii - pięć, a dziś wszystko wróciło do punktu wyjścia" - dodał Bosacki. Lech początek sezonu miał również bardzo udany. Po dwóch efektownych wyjazdowych wygranych nad Piastem Gliwice (3-1) i Koroną Kielce (5-0), wszyscy zachwycali się grą podopiecznych Jacka Zielińskiego. Później jednak poznaniacy zdecydowanie obniżyli loty, zdobywając zaledwie jeden punkt w trzech kolejnych meczach. "Cały ubiegły rok nauczył nas przede wszystkim pokory. Po dwóch pierwszych meczach sezonu wszyscy upatrywali w nas kandydata do mistrzowskiego tytułu. Tymczasem straciliśmy punkty z zespołami z dołu tabeli. Dziś nie patrzymy na to, czy gramy z drużyną walczącą o utrzymanie, czy też z liderem tabeli. Do każdego spotkania staramy się podchodzić, jakby to ono ważyło o losach mistrzostwa Polski. Myślę, że tylko taka postawa pozwoli nam uchronić się przed wpadkami, jakie mieliśmy jesienią. To jest jednak tylko sport i nie możemy zakładać, że będzie w każdym meczu będziemy efektownie wygrywać i strzelać po trzy bramki" - podkreślił Bosacki. Po dziewięciu miesiącach przerwy Kolejorz mógł wreszcie rozegrać mecz na poznańskim stadionie. Podczas spotkania z Cracovią wszystkie dopuszczone przez nadzór budowlany miejsca wypełniły się kibicami - na trybunach zasiadło 11,5 tys. widzów. Atmosfera i głośny doping fanów pomogły piłkarzom Lecha w odniesieniu zwycięstwa, ale stan murawy pozostawiał wiele do życzenia. Bosacki nie ukrywa, że na takim boisku trudno jego drużynie zaprezentować pełnię swoich możliwości. "To boisko nie pomaga nam grać tak jak byśmy chcieli i tak jak się przygotowywaliśmy do rozgrywek. Nie będziemy jednak zwalać winy na boisko w przypadku jakiegoś niepowodzenia. Dwie drużyny grają na tej samej murawie i mają takie same szanse. Liczę jednak, że następny mecz za dwa tygodnie zagramy już na lepszym boisku. Byłem dzisiaj w klubie i widziałem, że już trwają prace nad poprawą stanu płyty. Takiemu klubowi, który walczy o najwyższe cele, nie przystoi grać na takim boisku" - podsumował były reprezentant Polski.