- Muszę teraz czas poświęcić czemuś innemu. Mam nadzieję, że skończy się to po mojej myśli - dodał były selekcjoner, który decyzję o opuszczeniu posady podjął nagle we wtorek. RMF: - Czy czytał pan komentarze dzisiejszych gazet? Zbigniew Boniek: - Przeglądałem w Internecie I co pan o nich sądzi? - Pozostawiam bez odpowiedzi. Wnioski każdy wyciągnie sobie sam. - Czy rzeczywiście uważa pan, że winni pana odejścia są dziennikarze? - Nie, absolutnie. Do krytyki, analizy dziennikarskiej jestem przyzwyczajony, ale muszę powiedzieć, że krytyki merytorycznej było bardzo mało, a wręcz wcale. Więcej było komentarzy takich, a żeby komuś dokuczyć. I to nie był żaden argument w decyzji, którą podjąłem - i to mnie najbardziej boli. Skoro podjąłem taką decyzję o rezygnacji z funkcji selekcjonera reprezentacji polski, to naprawę musiały być poważne powody, problemy, które mnie do tego skłoniły. Natomiast nie ze wszystkim człowiek musi się z opinią publiczną dzielić, nie o wszystkim mówić. Natomiast to, co starałem się podkreślić, to mówiłem jedna: porażka, czy jena krytyka, czy nawet fala krytyki na pewno nie miały decydującego wpływu. Były inne powody, ale je chcę je zostawić dla siebie. - Ale właśnie dlatego, że pan się nie dzieli, dziennikarze gubią się w domysłach, co mogło być powodem. Czy była to krytyka mediów? - Nie, ale krytyka mediów bolała mnie osobiście od 3-4 lat. Bo gdy byłem w Polskim Związku Piłki Nożnej, krytyka była bardziej złośliwa niż merytoryczna. Posądzanie mnie o jakieś przekręty, o przynależność do mafijnych ugrupowań, wykorzystywania PZPN do swoich prywatnych interesów. To jest rzecz nie poparta żadną argumentacją. Ale to nie było powodem, że zrezygnowałem z funkcji trenera drużyny narodowej. - Jest pan znany jako twardziel, który nigdy się nie poddaje? Wszyscy się zastanawiają, dlaczego właśnie teraz? - Dlatego zrezygnowałem, bo jestem człowiekiem twardym. Muszę teraz czas poświęcić czemuś innemu. Mam nadzieję, że skończy się to po mojej myśli. - Proszę powiedzieć, czy do tej decyzji przyczyniła się krytyka ze strony działaczy sportowych? Jana Tomaszewskiego? - Tomaszewski nie jest działaczem sportowym. To, co mówi Janek, już mnie dawno przestało interesować. Dziwne by było, gdyby jego argumentacja, jego krytyka miały jakikolwiek wpływ na moją decyzję, zachowanie, postępowanie. - A na przykład krytyka ze strony piłkarzy, Tomasza Hajto? - Muszę powiedzieć, że nie przypominam sobie... Uważam, że było to dopisanie do wywiadu z nim 2-3 zdań. A jeżeli miał zastrzeżenia, to uważam, że były to zastrzeżenia niewłaściwe. W tej kadrze nigdy nie było bałaganu. Wszystko było poukładane, od A-Z przygotowane. Ale tak szczerze powiedziawszy, nie jestem pewien, czy te słowa były przez Hajtę wypowiedziane. Bardziej uważam, że Hajto chciał już z reprezentacji zrezygnować, miał do tego prawo. Każdy rezygnuje w sposób, w jaki chce, a że Tomek wybrał kwestię drobnej polemiki, to jest jego sprawa. Nie chcę tego faktu komentować teraz, zwłaszcza że nie jestem już selekcjonerem kadry narodowej. - Czy z perspektywy czasu uważa pan, że decyzja o przyjęcie w lipcu stanowiska trenera była dobra? - Zrobiłem to, bo byłem przekonany, że będę w stanie temu podołać. Jest mi przykro, że musiałem zrezygnować po 5 meczach, kiedy jest jeszcze coś do ugrania, kiedy można coś z tej drużyny wycisnąć, aczkolwiek nie będzie to łatwe dla mojego następcy. Ale przyszedł czas, żeby taką decyzję podjąć. Nie ma od tego odwrotu. - A kogo pan widzi jako swojego następcę? - Totolotek trenerski bardzo się teraz rozwinie. Będą kandydaci kibiców, mediów. Ja mam nadzieję, że zostanie wybrany taki człowiek, który w tym momencie może najbardziej polskiej reprezentacji pomóc i dobrze ją poprowadzić. Ja myślę, że mój asystent Stefan Majewski, którego bardzo wysoko cenię, ma kwalifikacje, umiejętności. Uważam, że mu nic nie brakuje, żeby zostać selekcjonerem. Ale nie jest to moja decyzja a prezesa PZPN To jest kandydat Zbigniewa Bońka? - Nie, ja uważam, że byłoby to naturalne przedłużenie tego, co do tej pory było robione. Nie byłoby też żadnej innej argumentacji. Każdy następny trener mógłby powiedzieć, że było zbyt mało czasu, że musi wszystko pozmieniać, bo tu nic nie pasuje. Może być Engel, może być Wójcik, Piechniczek, Stachurski, Kasperczak... kandydatów jest wielu. Ale największym problemem nie jest selekcjoner. Bo gdyby to od niego wszystko zależało, to proponowałbym, byśmy wzięli selekcjonera z zagranicy, z jakimś wielkim nazwiskiem. Płacilibyśmy mu dwa razy więcej niż polskiemu, ale i tak by się opłaciło, bo zagwarantowałby sukcesy. Trener jest tylko po to, by piłkarzom pomóc. Tym bardziej, że w reprezentacji nie można mówić o trenerze a o selekcjonerze. Selekcjoner wybiera piłkarzy, nie trenuje ich, bo na to nie ma czasu. Wybiera ich do pewnej koncepcji. Trenują ich trenerzy klubowi. Musi więc to być ktoś urodzony pod dobrą, szczęśliwą gwiazdą. Bo nam, żeby wygrać, potrzeba przebudować drużynę, postawić na młodzież. Nam teraz trzeba dużo szczęścia. - A czy uważa pan, że w Polsce są dobrzy piłkarze? - Powiedziałbym inaczej. Uważam, że w Polsce są piłkarze, którzy trenują, którzy są ambitni. Ale trzeba im uzdrowić struktury. Muszą być jeszcze lepsze kluby. Ta machina piłkarska musi mieć jakąś politykę, musi wiedzieć, gdzie iść. Nie może być kłótni każdego z każdym. To do niczego nie doprowadzi. Na to pytanie odpowiem inaczej. Jest teraz II tura Champions League, w której gra kilkuset piłkarzy, ale tam Polaków nie ma. Są Łotysze, Albańczycy, Węgrzy... W Polsce są na pewno tacy, którzy chcieliby dobrze grać, ale to nie jest takie proste? - Ale to nie wina trenera, a piłkarzy? - Nie, może się źle wyraziłem. Gdyby wszystko zależało od trenera, gdyby wynik meczu zależał tylko od niego, nie trzeba by było szkolić piłkarzy na świecie, wydawać tyle pieniędzy. Na pewno trener jest ważny, ale nie najważniejszy. W samym spektaklu nie bierze udziału. Głównymi wykonawcami są piłkarze. To od nich wiele zależy. Ale nie chciałbym się tu źle wyrażać o polskich piłkarzach. Układy, jakie maiłem z kadrą, były bardzo poprawne. - Ale układy to jedno, a umiejętności to drugie. Czy uważa pan, że z tymi piłkarzami można wygrywać? - Zwycięstwo, wygrana to wypadkowa wielu składowych, m.in.: stan klubów, baza, umiejętności, szkolenia trenerskie. Działacze, prezesi, dziennikarze, kibice - wszyscy razem stanowią cały ten świat piłkarski. Ale na dzień dzisiejszy na pewno nie mamy takich umiejętności, które by nas predysponowały, do tego by wygrywać mistrzostwa świata czy Europy. Było wiele radości, gdy pojechaliśmy na mistrzostwa świata, ale potem był zimny prysznic, bo okazało się, że nie jesteśmy w stanie nic na nich ugrać. Na pewno jest jakiś dystans. Ale sport jest taki, że są porażki, które trzeba pokonywać. A sukcesu nie jest w stanie nikt zapewnić. Co dalej będzie robił Zbigniew Boniek? - Mam teraz sporo spraw, które muszę rozwiązać. Zobaczymy za 2-3 miesiące, jak się to wszystko poukłada. O moją przyszłość jestem spokojny. Ale czy jest w niej miejsce związane z polską piłką nożną. Zobaczymy...