W derbowym meczu IV ligi między katowickimi klubami Podlesianką i Rozwojem karierę w wieku 40 lat zakończył Seweryn Gancarczyk, były reprezentant Polski. Piłkarz wyszedł z ukraińską flagą na ramionach, grał przecież w trzech ukraińskich klubach. W barwach gospodarzy zagrał pierwsze pięć minut, potem opuścił boisko. Przy zmianie, kiedy piłkarz schodził z murawy, obie drużyny utworzyły szpaler. Kibice wywiesili transparent "Gancar, dziękujemy". Zawodnik dostał brawa na stojąco. Porozmawialiśmy po meczu. Paweł Czado: Kończy pan karierę dopiero w wieku 40 lat. Nie każdemu jest to dane. Seweryn Gancarczyk: - Uwielbiam grać w piłkę. Gdyby zdrowie mi dopisywało, to grałbym dalej, a choćby do 47. albo 48. roku życia. Już jednak nie dam rady. Podczas przygotowań do rundy wiosennej obecnego sezonu doznałem urazu pleców. Walczyłem z tym kilka miesięcy i nadal nie jestem zdrowy. Stąd decyzja o zakończeniu gry, bo ja jestem jestem zawodnikiem, który nie wyobraża sobie, że mógłby grać na pięćdziesiąt albo siedemdziesiąt procent. Poza tym mogłaby się przyplątać poważniejsza kontuzja. Stąd ta decyzja. Seweryn Gancarczyk: W Charkowie bomby spadły niedaleko miejsca gdzie mieszkałem Kibice pana pięknie pożegnali. - Na pewno. Spędziłem tu fajne chwile, wywalczyliśmy awans do IV ligi. Muszę podziękować kibicom, prezesowi, kapitanowi Dawidowi Brehmerowi - za to jak mnie w Podlesiance przyjęli. Wzięli mnie do drużyny, przygarnęli i mogłem cieszyć się grą. Na Śląsku bardzo dobrze się czuję, osiadłem tu na stałe, kiedy zacząłem grać w Górniku Zabrze. Spodobało nam się z żoną na Podlesiu, spotkaliśmy tu życzliwych ludzi. Czujemy się tutaj świetnie, wszędzie jest dużo zieleni no i łatwo stąd wszędzie dojechać, do Wrocławia albo do Krakowa, bo wszędzie są dobre drogi. Wcześniej spędził pan wiele lat grając w najwyższych ligach na Ukrainie i w Polsce. Na mecz wyszedł pan mając na ramionach flagę Ukrainy. Przeżywa pan wojnę? - Bardzo! To był z mojej strony wyraz solidarności. Grałem w Kijowie, Łucku i Charkowie. To ostatnie miasto praktycznie jest w całości zniszczone, Kijów też bardzo ucierpiał. Przeżywam co się dzieje, myślę o tym. W telewizji widzę zniszczone miejsca, gdzie w przeszłości często spacerowałem. W Charkowie bomby spadły na plac Wolności, obok którego mieszkałem [dziewiąty na świecie plac pod względem wielkości, w trakcie rosyjskiej inwazji na Ukrainę w plac uderzyły dwie rakiety typu Kalibr, przyp. aut.]. Na Ukrainie mieszkałem z żoną, ona też bardzo to przeżywa. Mamy kontakt z kolegami i koleżankami z tamtych czasów, wiemy co się u nich dzieje. Łza się w oku kręci, współczuję tym ludziom, przeżywają ciężkie chwile. Trzeba się modlić, żeby to jak najszybciej się zakończyło. Pamiętny zwycięski mecz z Benficą Lizbona Pańska kariera jest nieoczywista, w Polsce stał się pan znany dzięki dobrej grze właśnie na Ukrainie, dopiero potem występował pan w Lechu Poznań czy Górniku Zabrze. Trzy najprzyjemniejsze momenty z kariery? - Pierwszy: zwycięski mecz z Benficą Lizbona w Pucharze UEFA [w grudniu 2008 roku Metallist wygrał w Portugalii 1-0, przyp. aut.], który zagwarantował nam wyjście z grupy [na pierwszym miejscu, drużyna z Charkowa wyprzedziła wtedy Galatasaray, Olympiakos, Herthę i Benficę, przyp. aut.] Pamiętam tamto spotkanie, bo akurat... syn Aleks mi się urodził (uśmiech). O jego narodzinach dowiedziałem się przed wyjściem na boisko. Po golu koledzy wykonali symboliczny gest kołyski... Drugi: powołanie na mistrzostwa świata w 2006 roku, gdy reprezentacja Polski zagrała w Niemczech. Trzeci: mistrzostwo Polski z Lechem Poznań w 2010 roku i w efekcie gra w europejskich pucharach. Oczywiście były też gorsze momenty, choćby samobój w meczu ze Słowacją na Stadionie Śląskim, ale Polska nie miała już wtedy szans na awans... Kibice twierdzą, że z pańską lewą nogą mógł pan więcej osiągnąć. - Zgadza się, pewnie tak (uśmiech). Życie jest takie a nie inne: można było może lepszą karierę zrobić, ale ja tam nie narzekam. Nie ma co patrzeć w przeszłość. Najważniejsza jest teraźniejszość, a w domu mam dwóch synów - ośmioletniego i trzynastoletniego. Grają w piłkę w akademii Rozwoju Katowice. Jeśli starszy Aleks i młodszy Jakub będą chcieli pójść moją ścieżką i kontynuować rodzinne tradycje, to będę się tylko cieszył. Niech próbują, choć to nie jest wcale tak proste jak każdy sobie wyobraża, wyrzeczeń jest mnóstwo i dużo to człowieka kosztuje (uśmiech). Co dalej? Chciałbym zająć się trenerką. Mam licencję trenerską UEFA A. Na razie w Rozwoju prowadzę drużynę z rocznika 2008 czyli mojego starszego syna. Na dziś widzę się w tym, zobaczymy co życie przyniesie. rozmawiał: Paweł Czado *** Seweryn Gancarczyk ur. 22.11.1981 w Dębicy kluby: Podkarpacie Pustynia (do 1999), Hetman Zamość (1999-2002), Arsenał Kijów (2002-2003, 2005), Wołyń Łuck (2004), Metallist Charków (2006-09), Lech Poznań (2009-11), ŁKS Łódź (2012), Górnik Zabrze (2012-15), GKS Tychy (2015-17), Rozwój Katowice (2018-19), Podlesianka Katowice (2019-2022) sukcesy: mistrz Polski 2010 kadra: 7 meczów w reprezentacji Polski (2006-09), uczestnik mistrzostw świata w 2006 roku (bez występu)