Reprezentacja Francji znajduje się w trudnym momencie swojej historii. Zespół prowadzony przez Didiera Deschampsa zdaje się bowiem nie rozwijać z meczu na mecz, jest wręcz odwrotnie, bo coraz słychać coraz więcej głosów, które sugerują zmianę na stanowisku selekcjonera kadry. Za doświadczonego Deschampsa według wielu powinien przyjść Zinedine Zidane, który od opuszczenia szeregów Realu Madryt nie prowadził żadnej drużyny, bo według dziennikarzy czeka właśnie na Francję. Tuchel zadebiutował w reprezentacji Anglii. Samobój i piękny gol piętą Jak na razie musi się jednak uzbroić w cierpliwość, bo wydaje się, że nikt w federacji nie podziela poglądu kibiców i planem jest współpraca z Deschampsem aż do mundialu w 2026 roku. Kolejnym etapem przygotowań drużyny ma być Liga Narodów. Francuzi trafili do grupy z: Włochami, Belgami oraz Izraelem. Przed piątą serią gier "Trójkolorowi" uzbierali dokładnie 9 punktów w czterech meczach. To plasowało ich tuż za plecami Włochów, którzy mieli jedno oczko więcej. Wielkie rozczarowanie na Stade de France. Wszystko w cieniu bojkotu Wszystko wskazywało więc na to, że w ostatniej kolejce właśnie te ekipy zmierzą się ze sobą o awans do final four, choć zamieszać mogła też Belgia, ale ta musiałaby pokonać Włochów i liczyć na potknięcie Francuzów z Izraelem, co wydawało się absolutnym szczytem marzeń. Przed spotkaniem z Izraelem więcej mówiło się jednak o tym, co będzie się działo na trybunach, bo tam zapowiedziany został bojkot. Tak też się faktycznie stało. Stade de France, które może pomieścić ponad 80 tysięcy ludzi, świeciło pustkami. Szlagier dnia rozstrzygnięty. Awans już pewny, gigant wciąż niepokonany Mimo tego można było spodziewać się gradu goli, który spadnie na bramkę gości. Nic takiego się nie działo. Pierwsza połowa pod względem piłkarskim stała na bardzo niskim poziomie. Obie drużyny łącznie oddały dwa celne strzały na bramkę rywali. Niestety najciekawiej było na trybunach, które mimo iż przepełnione ciszą, dały o sobie znać, ale nie w oczekiwany sposób. Doszło bowiem do zamieszek między kibicami Francji i Izraela. Z doniesień mediów wynika, że w pewnym momencie aż dziesięciu kibiców gości miało ruszyć na jednego Francuza. Druga połowa stała na nieco wyższym poziomie, ale mówimy tu o wzroście ledwie widocznym gołym okiem. Francja, co naturalne korzystała ze zmęczenia gości, ale na niewiele to się zdawało. Trzeba jednak przyznać, że z minuty na minutę gospodarze byli coraz groźniejsi i kreowali sobie coraz więcej okazji do strzałów, a liczba tych celnych rosła. Ostatecznie zatrzymała się na ośmiu (łącznie 24 przyp. red.), ale żaden z nich nie zakończył się golem i Francuzi zakończyli to spotkanie rozczarowującym 0:0.