"Pasy" pokonały w czwartek podopiecznych Bogusława Pietrzaka 4:2, a "Bojar" zdobył jedną bramkę. - Byliście bardzo blisko zapewnienia sobie czwartego miejsca w tabeli, ale bramka Ireneusza Jelenia w 92. minucie spowodowała, że czeka was kolejny mecz o wszystko we Wronkach. - Do ostatniej kolejki czeka nas niepewność. Zaszliśmy już jednak tak daleko, że będziemy tam walczyć o wygraną, bo chcemy wystąpić w europejskich pucharach. W niedzielę wszystko się wyjaśni. - Przy bramce na 1:0 nie popisali się obrońcy Pogoni, którzy zamiast pana atakować patrzyli jak zaczarowani na pana drybling, a potem strzał z 25 metrów. - Stan naszej murawy nie jest najlepszy, poza tym murawa była śliska i w takim wypadku każdy strzał z dalszej odległości w światło bramki jest groźny. Dodatkowo bramkarz rywali był zasłonięty, piłka lekko odbiła się od nogi zawodnika Pogoni i padł gol. Takie bramki często padają. Cieszę się, że otworzyła ona wynik meczu, bo potem było nam już łatwiej grać. W pierwszej połowie w ogóle zagraliśmy mały koncert, niestety druga połowa, szczególnie po stracie bramki na 1:2, była słaba w naszym wykonaniu. - Nie oszczędzaliście w tym fragmencie serca waszego trenera Wojciecha Stawowego... - Samemu mi wtedy serce drżało. To trzeba wyeliminować z naszej gry. Pogoń zepchnęła nas do głębokiej defensywy, a przecież nie jest ona jakimś potentatem. Bramka na 3:1 spowodowała jednak, że do naszej gry wrócił luz i potem było już zdecydowanie lepiej. Paweł Pieprzyca, Kraków