To "Bojar" zapewnił zwycięstwo Cracovii nad Legią Warszawa, asystował przy jedynym golu strzelonym przez Krzysztofa Przytułę w Wodzisławiu, we wtorek też jako jedyny wpisał się na listę strzelców w spotkaniu z lubinianami. - Wygraliście z Zagłębiem, ale znowu w bardzo skromnych rozmiarach, bo tylko 1:0, a pan znowu wpisał się listę strzelców. - Cracovia to nie tylko Marcin Bojarski. Wszyscy walczyliśmy o to zwycięstwo, które jest dla bardzo cenne. Na odprawie mówiliśmy sobie, że wtorkowe spotkanie jest bardzo ważne, bo nadal istnieje szansa, aby walczyć o mistrzostwo Polski i postaramy się ją wykorzystać. - To myśli pan, że Wisła Kraków zacznie gubić punkty? - Przepraszam, przejęzyczyłem się. Chodziło mi o wicemistrzostwo. - Nie niepokoi pana to, że wygrywacie w tak skromnych rozmiarach, przecież mieliście strzelać więcej bramek? Przypadkowy gol zdobyty przez Zagłębie i byłby remis. - Trochę mnie to martwi, ale z drugiej strony cieszę się, że zdobywamy punkty. Założyliśmy sobie trudny cel do zrealizowania, czyli występ w europejskich pucharach, i nad pięknem gry górę bierze taktyka. Mimo że jesteśmy beniaminkiem mamy wysokie cele i chcielibyśmy je zrealizować dla tej fantastycznej publiczności, która przychodzi na nasze mecze. - Mówi pan o kibicach, a czy zwracaliście uwagę, szczególnie w pierwszej połowie, na okrzyki części publiczności, które były wygwizdywane przez resztę? - Chciałbym wystosować mały apel do naszych fanów. Wiem, że oni żyją już meczem derbowym, ale on będzie dopiero 6 maja, dlatego powinni się skupić na dopingowaniu drużyny w trudnych momentach, które dzisiaj były, i niech na razie zostawią w spokoju stadion po drugiej stronie Błoń. - W drugiej połowie, przy prowadzeniu 1:0, mieliście takie zadanie, żeby bardziej się cofnąć, czy to Zagłębie was tak mocno przycisnęło? - Goście narzucili swój styl gry, a my liczyliśmy na kontrę. Nie udało się żadnej z tych szybkich akcji wykorzystać, mówi się trudno. W Zabrzu to my kontrolowaliśmy grę, my byliśmy więcej przy piłce, ale ponieśliśmy porażkę. Dzisiaj szczęście było przy nas. Paweł Pieprzyca, Kraków