Jakub Żelepień, Interia: W filmie padają słowa, że piłkarz Jakub Błaszczykowski byłby dla trenera Jakuba Błaszczykowskiego trudny do prowadzenia. A jaki jest Jakub Błaszczykowski jako główna postać filmu o nim samym? Kacper Sawicki: To trudne pytanie. Kuba zdecydował się nam zaufać po pewnym czasie. Nie należy do osób, które otwierają się od razu, na pierwszym spotkaniu. Niektórzy uznaliby to za przeszkodę, i to już na starcie. Jednak z drugiej strony, kiedy pozwolił nam podejść odpowiednio blisko i go poznaliśmy, mogliśmy sobie pozwolić na takie rozmowy, jakich nie przeprowadził nikt inny. Kuba wie, czego chce, jest niesamowicie wymagający. Błaszczykowski powiedział mi w wywiadzie, że pierwsza próba opowiedzenia o śmierci mamy zakończyła się fiaskiem. Musiało minąć kilka dni, aby był na to gotowy mentalnie. Jak ten proces wyglądał z twojej, producenckiej, perspektywy? Sam proces produkcyjny w przypadku tego filmu był wyjątkowy. Zanim zaczęliśmy jakiekolwiek nagrania, spotkałem się z Kubą w cztery oczy kilka razy. W momencie, w którym nasz główny bohater uwierzył, że ten projekt jest w porządku, wprowadziliśmy do rozmów reżysera i współproducentkę, Kasię Kordecką. Później, już w trakcie produkcji, założyliśmy, że będziemy mieli cztery dni zdjęciowe tylko z Kubą w hotelu. Siedzieliśmy z nim od rana do wieczora i rozmawialiśmy na przeróżne tematy. Także na te najtrudniejsze. Nie tylko tam, bo część rozmów odbyła się w innym otoczeniu. To była druga część nagrań. Kilka tygodni po rozmowach w hotelu ponownie poruszaliśmy wątki, które naszym zdaniem wymagały pogłębienia. W innym otoczeniu - nie chcieliśmy, żeby Kuba cały czas siedział w tym samym fotelu. Pragnęliśmy pokazać jego różne emocje, również takie, które nie były mu na rękę. Na przykład sceny realizowane na stadionie Wisły kręciliśmy w dniu, w którym Błaszczykowski nie był w najlepszym humorze. Pomimo tego przeprowadziliśmy tę sekwencję i uważam, że wyszła bardzo dobrze. Nie da się uciec od porównywania filmu o Błaszczykowskim z tym o Lewandowskim sprzed roku. Mam wrażenie, że o ile w przypadku Roberta pewne tematy zostały liźnięte, o tyle Kuba wszedł w konkretne zagadnienia na sto procent. Mówił zupełnie bez ogródek. Mamy do czynienia z dwiema zupełnie innymi osobowościami. Robert jest bardzo racjonalny, waży słowa, taki jest jego świat. W Kubie jest więcej emocji. Trudno porównywać te dwa filmy i tych dwóch bohaterów, bo są zupełnie inni. W filmie niezwykle mocno otwiera się nie tylko Błaszczykowski, ale także cała jego rodzina. Kuba dał przykład, a reszta poszła za nim czy nad zaufaniem każdej osoby musieliście jako filmowy pracować oddzielnie? W momencie, w którym Kuba i jego brat Dawid byli przekonani do współpracy z nami, musieliśmy zdobyć zaufanie reszty rodziny. To była czasochłonna praca, ale myślę, że nam się to udało. O tym karnym Błaszczykowskiego huczała cała Polska. W końcu to wyjaśnił Reżyserem filmu jest Jan Dybus. To o tyle ciekawe, że mowa o bardzo młodym człowieku, urodzonym w 1997 roku, czyli już po tym, jak Błaszczykowski przeżył największą życiową tragedię - zabójstwo mamy. Współpracuję z Jankiem, odkąd miał 21 lat. Było dla mnie naturalne, że w ramach jego rozwoju zawodowego powinien pojawić się film dokumentalny. Czy Janek miał doświadczenie w tej materii? Nie. Ale czy ma wrażliwość, która pozwala mu zbudować odpowiednią historię? Zdecydowanie tak. Często powtarzam, że film to praca zespołowa i powodzenie nie zależy wyłącznie od reżysera. To projekt wspólny, którego istotnym współtwórcą jest również Kuba Błaszczykowski. Na ile Kuba ingerował w tę historię? Kubie od początku zależało, aby film o nim nie był laurką. Chciał autentyczności, poruszenia trudnych momentów w karierze sportowej i życiu prywatnym. Przed rozpoczęciem produkcji zawarliśmy z Błaszczykowskim umowę dżentelmeńską: że rozmawiamy na każdy temat. Nie było tabu, bo właśnie tego oczekiwał od nas bohater. Kiedy myślę o Kubie jako o współtwórcy, to staje mi przed oczami człowiek, który stoi na straży prawdziwości przekazu. Ten film mógłby powstać w takiej formie kilka lat temu, kiedy Kuba był jeszcze aktywnym sportowcem? Trudno powiedzieć. Aktywni sportowcy zawsze mają mniej czasu, a wypowiadanie się na tematy kontrowersyjne jest w ich przypadku skomplikowane. Pewnych rzeczy po prostu nie można z nimi poruszać. W przypadku "KUBY" trafiliśmy w idealny moment obejmujący ostatni występ dla reprezentacji i pierwsze tygodnie po nim. Trudno o lepszy czas na podsumowania. W końcu wychodzi prawda o "konflikcie" Lewandowskiego z Błaszczykowskim. Sami zabrali głos W filmie "KUBA" pojawił się Robert Lewandowski, który powiedział o kilku ciekawych sprawach. Twoim zdaniem - to był inny Robert niż ten, którego poznaliście podczas pracy nad produkcją "Lewandowski. Nieznany"? Po transferze do Barcelony Robert jest jeszcze bardziej otwartą postacią, szybciej łapie bliższy kontakt. Janek Dybus, wspomniany wcześniej reżyser "KUBY", zbudował świetną relację z Lewandowskim. Mieliśmy z nim rozmawiać 10-15 minut, a wywiad trwał półtorej godziny. Ile osób odmówiło wam udziału w filmie? Zbigniew Boniek nie chciał udzielić wypowiedzi, ale nie robiłbym z tego sensacji. Nikt przecież nie musi wypowiadać się w każdym temacie, niektórzy są zajęci, mają swoje plany. Prasa podchwyciła wątek i informacja się poniosła. Na koniec - który fragment filmu najbardziej zapadł ci w pamięć? Lubię ten film za prawdę. Nie chciałbym wyróżniać konkretnych scen, bo produkcja stanowi całość i to w takiej formie jest najbardziej wartościowa. Cieszę się, że zbudowaliśmy opowieść na różnych, autentycznych emocjach. Kiedy oglądam "KUBĘ" nie mam wrażenia, że film został stworzony z tezą. I to jest najważniejsze. Rozmawiał Jakub Żelepień, Interia