Marian Kielec przyszedł na świat w 1942 roku w Rumunii, gdzie jego rodzina żyła na emigracji. Po zakończeniu wojny przeprowadził się wraz z bliskimi do Wielgowa, które wkrótce potem włączono do granic administracyjnych Szczecina. Przygodę z piłką rozpoczynał w miejscowym klubie, ale szybko trafił na większą scenę. Przejawiał spory talent i już jako 13-latek został wypatrzony przez skautów Pogoni Szczecin. Cztery lata później był pełnoprawnym członkiem pierwszej drużyny, a w debiutanckim sezonie ówczesnej I Ligi popisał się hat-trickami w starciach z Cracovią i Legią Warszawa. Niebywała sytuacja przed meczem eliminacji Euro. Gracz Pogoni aż pobladł Szczecin zakochał się w Kielcu bezgranicznie. Dorobił się wśród kibiców pseudonimu "Czarna Perła z Wielgowa", która z jednej strony nawiązywała do jego ciemnej karnacji, a z drugiej - do fenomenalnego Eusebio, nazywanego "Czarną Perłą z Mozambiku". W latach 1959-1971 napastnik zdobył 120 bramek dla "Portowców" i do dziś jest - ex aequo z Robertem Dymkowskim - najskuteczniejszym graczem w historii zachodniopomorskiego klubu. Nagle, jako 29-latek, skończył z graniem. Z dnia na dzień. Z godziny na godzinę. Z minuty na minutę. Marian Kielec zakończył karierę jako 29-latek Wiosną 1971 roku Pogoń zakontraktowała dwóch piłkarzy - Romana Jakóbczaka i Włodzimierza Wojciechowskiego. Wiązano z nimi duże nadzieje, ale problem w przypadku tego duetu polegał na tym, że potrafili oni grać dobrze tylko ze sobą. Z resztą drużyny nijak się nie dogadywali. Idol szczecińskich kibiców, chcąc udowodnić sobie, kolegom i sztabowi trenerskiemu, że problem leży po stronie nowych, a nie jego, zorganizował konsylium lekarskie. 24 maja 1971 roku Pogoń grała z Górnikiem Zabrze, a napastnik rozpoczął spotkanie wśród rezerwowych. W przerwie trener nakazał mu przygotować się do wejścia na murawę od 46. minuty. - Nie - odparł Kielec. - Panowie, to był mój ostatni mecz. Dziękuję bardzo za wszystko - dodał piłkarz, wywołując niemałą konsternację w szatni. Gwiazdor znany był z mocnego charakteru, więc dla wszystkich jasne było, że jego decyzja jest nieodwołalna. Zabrał swoje rzeczy z klubu, pożegnał się z pracownikami i jako 29-latek powiedział "pas". Żonie i córkom o niczym nie wspomniał, dowiedziały się dzień później z gazety. - Nie chciałem nikogo angażować i martwić - wyjaśnił lata później we wspomnianej książce. Katastrofa Pogoni Szczecin. Cofnęli się o sześć lat, totalny chaos Boisko zamienił na statki, zaciągnął się do Polskiej Żeglugi Morskiej. Do Pogoni wrócił jeszcze w 1979 roku, ale rozegrał wówczas jedynie dwa spotkania i pożegnał się już definitywnie z klubem, gdy trener Konstanty Pawlikaniec nie znalazł dla niego miejsca w kadrze meczowej. Dziś bardzo często Mariana Kielca spotkać można na stadionie "Dumy Pomorza". Żyje futbolem, ma swoje miejsce na trybunie honorowej i chętnie rozmawia o poczynaniach swoich następców. Jakub Żelepień, Interia