31-letni były golkiper warszawskiej Legii, Szachtara Donieck i Spartaka Moskwa marzy o wyjeździe na Euro 2008, a tylko regularne występy w klubie przybliżą go do tego celu. "Leo Beenhakker wyraził się jasno, że postawi na tych piłkarzy, którzy będą gotowi do gry" - jasno uzasadnił swój wybór popularny "Gibon". Kowalewski mógł zarobić na Wyspach lub w Rzymie trzy razy więcej aniżeli w Kielcach, ale to właśnie powrót do Orange Ekstraklasy paradoksalnie ponownie otwiera mu drzwi do piłkarskiego raju. "To, że w lidze włoskiej mogłem liczyć na gażę w wysokości pół miliona euro, nie znaczy, że takiej samej kwoty żądam w Polsce. Każdy ma swoją cenę, ale ... trzeba jeszcze znać realia. Ja je znam" - podkreślił "Gibon", który doskonale wie, jak przewrotny bywa profesjonalny futbol. Niegdyś miał bardzo mocną pozycję w Spartaku, ale w ciągu niespełna roku z gwiazdy zespołu został zdegradowany do roli "wysłużonego robotnika". Gra dla Korony ma pomóc odzyskać dyspozycję, którą imponował w meczu z Portugalią w Chorzowie. To również najpewniejsza droga, aby przypomnieć o sobie selekcjonerowi "biało-czerwonych" i oczywiście menedżerom zachodnich (lub wschodnich - kto wie) klubów. "Dołączyłem do Korony także po to, by odpocząć od tego zamieszania. Muszę teraz zadbać o siebie. Specjalnie się nie stresuję, bo wiem, na co mnie stać" - zapewnia "Gibon". Po tym co pokazywał broniąc na Łazienkowskiej, czy w "Kotle Czarownic", trudno się z nim nie zgodzić. To, czy odzyska swój blask w Orange Ekstraklasie, zweryfikuje jednak tylko boisko.