"Te kluby próbowały zbić cenę o 300-400 tys. euro. Działacze Porto nie byli do końca zdecydowani na mój transfer. A Troyes przedstawiło konkretną ofertę, która zadowalała prezesa Vitorii" - powiedział piłkarz w "Życiu Warszawy". "Szybko się dogadano. Jeśli miałbym być tanim piłkarzem, który przyszedł do Porto czy Sportingu siedzieć na ławce, dobrze stało się, że trafiłem do Ligue 1" - dodał piłkarz. Jakie są różnice między obiema ligami? "Portugalia to fajny kraj i przyjemna liga. Nieistotne jest, co robisz na treningu czy poza boiskiem. Masz dobrze zagrać w meczu. Francja to pępek Unii Europejskiej i silniejsza liga. Tu nie tylko na boisku trzeba się pokazać, ale i poza nim. Więcej uwagi zwraca się na taktykę i technikę. Każdy trening jest układany pod kątem najbliższego meczu" - stwierdził "Sagan". Zawodnik liczy, że dobre występy w klubie pozwolą mu zaistnieć w reprezentacji Polski. "Chciałbym grać w drużynie narodowej. Nikt mi na razie nie dał szansy bycia prawdziwym kadrowiczem. W 16 meczach zagrałem niespełna 660 minut. Mam nadzieję, że gdy będę się dobrze prezentował, Leo Beenhakker da mi szansę" - powiedział "Saganowski". "Zatrudnienie Holendra było dobrym pomysłem. To doświadczony trener, który niczego się nie boi. Wiem, że przed kolejnymi mistrzostwami świata czy Europy nie "spęka" jak Janas. Jeżeli przechodzi się przez eliminacje do mundialu w dobrym stylu, taktyka z dwoma napastnikami sprawdziła się, więc dlaczego chwilę przed najważniejszą imprezą zmienia się ustawienie? Poza tym, gdy powiedziałem dziennikarzowi, że o powołaniach na mundial piłkarze dowiedzieli się z telewizji, był w szoku" - dodał.