"Kilka minut spóźnienia i od razu wielki problem. Afera z niczego. No to trener wstał chyba dzisiaj w złym humorze i na kimś musiał się wyładować. Inaczej nie potrafię tego zrozumieć" - tłumaczył się na łamach "Przeglądu Sportowego" Marcin Baszczyński.