Niewykluczone, że za sprawą jednego wybryku Bartosz Frankowski i Tomasz Musiał zaprzepaszczą swoje sędziowskie kariery. O skandalu zdecydował się wypowiedzieć pierwszy z wymienionych arbitrów, który nie uchyla się od konsekwencji za swój czyn. Głośny skandal z udziałem polskich sędziów Bartosz Frankowski i Tomasz Musiał mieli we wtorek pracować przy prestiżowym spotkaniu. W Lublinie dojdzie bowiem do starcia w eliminacjach do Ligi Mistrzów pomiędzy Dynamem Kijów a Glasgow Rangers. Obaj panowie noc przed spotkaniem spędzili jednak na mieście, co okazało się kiepskim pomysłem. Przed godziną drugą "trzech mężczyzn dokonało kradzieży... znaku drogowego i przemieszczało się z nim w kierunku jednej z galerii handlowych. Bartosz F. miał blisko 1,7 promila alkoholu we krwi, Tomasz M. około 1,8 promila. Panowie zostali osadzeni w izbie wytrzeźwień" - informowali we wtorkowy poranek dziennikarze TVP Sport. Dalej sprawy potoczyły się już lawinowo. Arbitrów, którzy mieli pracować w wozie VAR zastąpiono Tomaszem Kwiatkowskim i Pawłem Malcem, a Polski Związek Piłki Nożnej zapowiedział surowe konsekwencje. "Mam świadomość, że jednym takim występkiem przekreśliłem 22 lata pracy z gwizdkiem i budowania pozycji" Bartosz Frankowski postanowił szybko opowiedzieć swoją wersję wydarzeń. Jeszcze we wtorek na łamach TVP Sport pojawił się wywiad, który przeprowadził Jakub Kłyszejko. "W zasadzie do teraz próbuję znaleźć słowa, które dostatecznie oddadzą to, jak bardzo żałuję, że do tego zajścia doszło i jak bardzo jest mi przykro. Mam świadomość, że jednym takim występkiem przekreśliłem 22 lata pracy z gwizdkiem i budowania pozycji. Była to głupota, ułańska fantazja, nawet nie wiem, jakiego użyć określenia. Powinienem w spokoju przygotowywać się do meczu i nigdzie nie chodzić. Pewnie wtedy nic by się nie wydarzyło" - zaczął swoje tłumaczenia arbiter. 37-latek ewidentnie zdaje sobie sprawę, że być może w tak absurdalny sposób zakończy się jego kariera. Frankowski: nie zachowywaliśmy się w żaden sposób agresywnie Według części doniesień Polacy zachowywali się agresywnie i z tego powodu zostali przewiezieni na izbę wytrzeźwień. Inną wersję zdarzeń przedstawił Frankowski. "Panowie podjechali samochodem. Z tego co później przekazał mi jeden z policjantów, nasza eskapada została zauważona na monitoringu. Poproszono o interwencję. Chciałbym, aby to wybrzmiało, że nie zachowywaliśmy się w żaden sposób agresywnie. Były to głupie żarty. Nie podejrzewaliśmy, że to może zostać tak odebrane. Nie mieliśmy złych intencji. Ten znak to była idiotyczna zabawa..." - wyznał w rozmowie 37-latek. Niebawem zapadnie decyzja na temat wysokości kary wobec polskich arbitrów. Można jednak spodziewać się, iż będzie ona niezwykle surowa.