Po tym zwycięstwie ekipa z Katalonii, na trzy kolejki przed końcem rozgrywek, utrzymała sześciopunktową przewagę nad Realem Madryt, który w sobotę rozgromił Racing Santander 5:0. "Umarł król, niech żyje król" - tak w skrócie można podsumować niedzielne szlagierowe spotkanie hiszpańskiej ekstraklasy. Fani Realu, którzy liczyli na potknięcie Barcelony w starciu z Valencią, srogo się zawiedli. Ustępujący mistrz nie miał nic do powiedzenia w konfrontacji z głównym pretendentem do korony w bieżących rozgrywkach. Płonne nadzieję "Królewskich" jeszcze w pierwszej połowie szybko rozwiali Ronaldinho i Eto'o. W odstępie niespełna 120 sekund, najpierw kapitalną indywidualną akcją i strzałem w "okienko" popisał się Brazylijczyk, który następnie idealnie obsłużył Kameruńczyka i ten rozwiał wszelkie wątpliwości kibiców zgromadzonych na Estadio Mestalla. Gospodarze dodatkowo kończyli mecz w osłabieniu, po tym jak czerwoną kartkę, za brutalny faul na Deco, zobaczył Carlos Marchena. Porażka z Barcą mocno ograniczyła szansę Valencii na występy w przyszłej edycji Ligi Mistrzów, z kolei podopieczni Franka Rijkaarda w trzech ostatnich spotkaniach potrzebują zaledwie trzech punktów, aby świętować 17. w historii klubu mistrzowski tytuł. <a href="http://nazywo.interia.pl/pilka_n/his/1?id=8261&nr=35">Zobacz wyniki 35. kolejki Primera Division</a> oraz <a href="http://nazywo.interia.pl/pilka_n/his/1/tabela">tabelę</a>