- Jak Pan ocenia sytuację z 45. minuty, kiedy dobijając piłkę głową po strzale Arka Barana zderzył się pan z bramkarzem Pogoni? - Dla mnie to była dość jasna sytuacja. Po uderzeniu piłki głową dostałem nogą w twarz. Dla mnie to był ewidentny faul. - W pierwszej połowie w polu karnym faulowany był Marcin Bojarski. - A sędzia zamiast odgwizdać przewinienie jeszcze upomniał "Bojara", że za kolejny taki "numer" dostanie żółtą kartkę. - Strzelając karnego wybrał pan sobie róg czy czekał na reakcję bramkarza? - Czekałem, co zrobi Bogusław Wyparło. Zdawałem sobie bowiem sprawę, że bramkarz Pogoni może wiedzieć w jaki róg uderzę, dlatego poczekałem na jego ruch. - Trzeba was pochwalić za wyrównanie na 2:2 tuż przed końcem, ale ten gol dla szczecinian dwie minuty wcześniej był zupełnie niepotrzebny. - Zgadza się. Po bramce z karnego postawiliśmy wszystko na jedną kartę, praktycznie atakowaliśmy całą jedenastką i może stąd się wziął moment dekoncentracji z tyłu i Pogoni udało się zdobyć bramkę. Gdyby nie ona, to kto wie, jak by się ten mecz zakończył. - Po stracie drugiego gola wierzyliście, że jesteście w stanie wyrównać? - Tak, bo zostało jeszcze kilka dobrych minut. Dlatego od razu zaatakowaliśmy, bo wiedzieliśmy, że dopóki piłka w grze to wszystko jest możliwe. Rozmawiał: Paweł Pieprzyca, Kraków