W incydent na lotnisku w Atenach zamieszani są czterej polscy sędziowie: Paweł Raczkowski, Radosław Siejka, Adam Kupsik i Krzysztof Jakubik. Na zaproszenie greckiej federacji mieli poprowadzić niedzielny mecz AEK Ateny - Aris Saloniki. Celu podróży ostatecznie nie udało im się zrealizować. Dwaj pasażerowie tego samego samolotu twierdzą, że zostali przez polskich arbitrów zaatakowani fizycznie i kierowano w ich stronę groźby karalne. Miała to być reakcja na zwrócenie uwagi o nadużywaniu alkoholu w trakcie lotu. Raczkowski na komisariacie w Grecji. Znamy wyniki badania alkomatem - Wypiliście tyle wódki. Jak zamierzacie wyjść na boisko? - miał zapytać młodszy z mężczyzn, zdający relację z zajścia na antenie greckiego radia Libero FM107,4. Od tego momentu, jak czytamy w serwisie aek365.org, wypadki potoczyły się gwałtownie. Awantura z udziałem ekipy Raczkowskiego. "Jeden Jeden z nich powiedział, że nas wszystkich znajdzie i pozabija" - Powiedziałem też, że powinni uważać na to, co mówią, bo za dużo wypili i powiedzieli wiele rzeczy, których nie powinni mówić tak głośno. Tylko to. Słysząc to, zaczęli nas atakować. Zaraz po zejściu na ląd czekali na nas na lotnisku i aż do odbioru bagażu szli za nami, bardzo ostro nas przeklinając. Potem rzucili się na nas, cały czas przeklinając, pluli na mnie. Na początku nie chciałem reagować, ale zaczęli mi bardzo głośno grozić. Jeden z nich powiedział, że nas wszystkich znajdzie i pozabija, nas i całą rodzinę. Ja, dzieci, moja matka - opowiada ten sam człowiek. W samolocie autor tych słów leciał w klasie biznes wraz z ojcem. Od początku bacznie przysłuchiwali się rozmowie toczonej przez niedoszłych rozjemców spotkania w ekstraklasie Grecji. - Zrozumiałem, że to oni mają sędziować mecz AEK - Aris, bo rozmawiali o ostatnim spotkaniu, które gwizdali w Polsce, Lech - Pogoń. Śmiali się ze swoich błędów i z tego, za co dostali karę. Mieszkam w Polsce i mówię po polsku Rozmawialiśmy ze sobą po grecku, a oni najwyraźniej wierzyli, że nikt nie rozumie polskiego. Byli bardzo wygodni. Pili gin, wódkę i wino, co potwierdził nam steward, kiedy wysiadaliśmy - to dalsza relacja osoby rzekomo poszkodowanej. Lech Poznań wbija szpilkę w arbitra. I to w jaki sposób! Ta sensacyjna narracja od kilkudziesięciu godzin nie znajduje potwierdzenia w żadnym źródle, które można uznać za oficjalne. Po stronie polskich arbitrów stanęli nieoczekiwanie działacze Olympiakosu Pireus, przekonując stanowczo, że padli oni ofiarą "piłkarskiego gangu", który próbuje wyreżyserować finisz wyścigu po tytuł mistrza Grecji. Wsparcia sędziom oskarżanym o pijaństwo i wywołanie awantury udzieliło także w specjalnym komunikacie Kolegium Sędziów PZPN. Więcej na ten temat przeczytasz TUTAJ. Polska ekipa ostatecznie nie poprowadziła spotkania, na które została wyznaczona. "Szef greckich sędziów przekazał słowną informację, że nie ma żadnych zastrzeżeń co do zachowania naszych arbitrów, opierając się m.in. na relacji oficera/sędziego łącznikowego. Decyzję o zdjęciu z obsady polskich arbitrów podjął ze względu na silną presję medialną, chcąc uniknąć ryzyka, że sytuacja odbije się na ich pracy oraz jej odbiorze" - to fragment oświadczenia KS PZPN, podpisanego przez szefa tego gremium Tomasza Mikulskiego. Raczkowski stanowczo zaprzecza. "Dementuję wszystkie fake newsy" Komunikat wydał również Raczkowski, który - o czym informował serwis meczyki.pl - w porze meczu został przebadany na greckim komisariacie alkomatem. Test nie wykazał alkoholu w wydychanym powietrzu. "Zostałem zaatakowany przez dwóch mówiących po grecku Polaków. Przedstawili się jako kibice Panathinaikosu i zaatakowali mnie najpierw werbalnie, oskarżając o ustawianie meczu, a następnie fizycznie, plując na mnie, a następnie popychając. Zgłosiłem sytuację ochronie lotniska, która uspokoiła agresywne osoby. Po tym udałem się bezpośrednio do hotelu, w którym spędziłem całą noc. Dementuję wszystkie fake newsy na mój temat i całego zespołu sędziowskiego" - czytamy w relacji 39-letniego arbitra. Salamon wraca do sędziowskiego skandalu. "Nie możemy udawać, że nic się nie stało" Grecy, którzy jemu i jego asystentom zarzucają czyny o charakterze kryminalnym, nie zgłosili oficjalnego zawiadomienia w organach ścigania. Do tej pory nie podali również swoich personaliów. Tłumaczą, że nie zdecydowali się na to z uwagi na własne bezpieczeństwo. - Ten człowiek jest niebezpieczny. Gdybyś widział jego oczy, jego twarz, jak był pijany. Mężczyzna jest zbyt niebezpieczny. Jest psychopatą - tłumaczył na antenie radia młodszy z mężczyzn, którzy mieli zostać przez Polaków zaatakowani. Nie wskazał precyzyjnie, którego z arbitrów miał na myśli.