Jeśli lista 23 nominowanych w plebiscycie Złota Piłka wydała się komuś skażona medialnością piłkarzy, o kandydatach na szkoleniowca roku 2013 nie da się powiedzieć nic innego. Nie ma wśród nich ani 49-letniego Francuza Rudiego Garcii, ani sześć lat młodszego Diego Simeone, są za to Rafa Benitez, Vicente del Bosque, Carlo Ancelotti, Arsene Wenger, czy Alex Ferguson, a więc szkoleniowcy o głośnych nazwiskach, dla których jednak w ostatnich 12 miesiącach nie zdarzyło się nic szczególnie wyjątkowego. Może oprócz Fergusona, który latem zakończył karierę. Pasmo zawodowych nieszczęść "Mou" Szczytem szczytów jest jednak nominacja dla Jose Mourinho, który sam ogłosił, że sezon 2012-2013 był dla niego bezdyskusyjnie najgorszy w życiu. Czyżby to, czego dokonuje teraz z Chelsea, rekompensowało wszystko, co przegrał z Realem Madryt? "Mou" jest kandydatem na klubowego trenera wszech czasów, ale ostatni okres był dla niego raczej pasmem zawodowych nieszczęść. Mimo wszystko nominowano jego, a nie młodych trenerów Romy, czy Atletico, co jest jeszcze jednym argumentem za tym, by futbolowe rankingi i plebiscyty traktować z pobłażaniem. O pracy Diego Simeone fani "Colchoneros" zaczynają już pisać wiersze. W 2011 roku przejął zgraję rozbitków, by z marszu zrobić z nich drużynę, z którą rywalizacja staje się udręką dla każdego. Takie właśnie było zamierzenie byłego boiskowego zabijaki. Skoro nie można mieć w kadrze Ronaldo i Messiego, skoro duża część piłkarzy Atletico uchodziła za pospolitych wyrobników, poszedł w stronę stworzenia z nich grupy silnej, zwartej i świadomej swoich ograniczeń. Nie kopiował przy tym ani stylu Barcelony, ani Realu Madryt będących dwoma podstawowymi wzorcami w Primera Division. Stworzył własny, oryginalny i jak się okazuje genialny. Simeone powtarza, że dla niego kluczowe jest to, co piłkarz robi bez piłki. Z prozaicznej przyczyny: z futbolówką przy nodze zawodnik spędza podczas meczu jakieś 2 minuty. Przez 88 minut, albo o nią walczy, albo szuka sobie pozycji. Argentyńczyk chce, by jego piłkarze byli w tym perfekcyjni. Z piłką przy nodze niech biega sobie rywal nabijając "possesion", Atletico przechwytuje ją wtedy, gdy najłatwiej zadać cios. Drużyna z Madrytu dominuje bez posiadania futbolówki, co w Barcelonie graniczyłoby z herezją. Trener Atletico lansuje gwiazdy Argentyński trener Atletico robi przy okazji coś, czego nikt by się po nim nie spodziewał - lansuje gwiazdy. Kiedy latem trzeba było oddać Radamela Falcao, natychmiast znalazł zastępców. Diego Costa to był piłkarz, na którego klasie nie poznała się cała armia szkoleniowców, tymczasem Simeone sprawił, że przed chwilą Brazylijczycy i Hiszpanie omal się o niego nie pobili. Tak mistrzowie świata, jak i gospodarze mundialu zrozumieli w jednej chwili, że napastnik Atletico to gracz znacznie więcej niż przeciętny. Bez Simeone byłoby to niemożliwe. David Villa uwierzył, że argentyński szkoleniowiec to znakomity kandydat na kogoś, kto odbuduje jego karierę. Gdyby został w Barcelonie, jego szanse na mundial byłyby zerowe. Dziś Villa znów wygrywa mecze. Tak jak ten ostatni w Granadzie, gdzie dwa faule na nim w polu karnym dały Atletico trzy punkty. O atmosferze w zespole świadczy sytuacja przy drugiej jedenastce, gdy poszkodowany Villa podszedł do Diego Costy prosząc, by pozwolił mu strzelać. Ten oddał piłkę starszemu koledze, choć jest liderem strzelców Primera Division z szansą na przerwanie hegemonii Ronaldo i Messiego. "Zaczynamy być traktowani jak wielka drużyna" - cieszy się Gabi, kapitan Atletico. Zapewne dostanie za to burę od szkoleniowca tępiącego u swoich piłkarzy najmniejsze przejawy samozadowolenia. "Kiedy usłyszycie ode mnie, że walczymy o mistrzostwo Hiszpanii, to będzie znaczyło, że oszalałem" - tłumaczył niedawno Simeone hiszpańskim dziennikarzom. W lidze drużyna zdobyła 30 pkt, na 33 możliwe. W najbliższym tygodniu awansuje do 1/8 finału Champions League. Do kadry zdominowanej przez graczy Realu i Barcelony Vicente del Bosque powołał aż czterech piłkarzy Atletico, piątym będzie Diego Costa. Naprawdę może zakręcić się w głowie. Roma wciąż nie jest faworytem Ten sam cud przeżywa Rzym, miasto, które tylko incydentalnie bywało stolicą włoskiej piłki. Przed starciem z ostatnim w tabeli Chievo, Rudi Garcia musiał tłumić entuzjazm przelewający się ulicami. Roma grała bez Francesco Tottiego i Gervinho, ale bramka Marco Boriello w 67. min dała jej zwycięstwo 1-0 i rekord Serie A. Dotąd dziewięć meczów otwierających sezon wygrał Juventus Fabio Capello (20005-2006), wynik ten unieważniono jednak wraz z odebraniem tytułu mistrzowskiego po aferze calciopoli. Kiedy jednak w latach 1931 i 1986 Juve wygrywało osiem spotkań na starcie sezonu, zdobywało potem tytuł mistrza Włoch. Rzym czeka na taki sukces już od 13 lat. Roma wciąż nie jest faworytem. Są nimi ścigający ją Juventus i Napoli. Krytycy traktują wspaniałą grę zespołu Ridiego Garcii, jako dowód kryzysu w Serie A. Jeśli nawet, to fakt, że stołeczna drużyna straciła zaledwie jedną bramkę, jest osiągnięciem unikalnym w wielkich ligach Europy. Bayern Monachium stracił ich 6, Barcelona i PSG po 7, Atletico 8, Manchester United 12, Real Madryt 14. Jedyny, który może równać się z Morganem De Sanctisem jest Artur Boruc. Bramkarz Southampton przepuścił w 9 meczach trzy gole. Trzecie w Ligue 1 Lille, prowadzone do czerwca przez Rudiego Garcię, ma po 11 kolejkach stracone cztery bramki. Tak jak Simeone musiał oddać przed sezonem Falcao, tak Rudi Garcia Lamelę i Marquinosa, za których klub z Rzymu otrzymał 60 mln euro. Na wyniki to nie wpłynęło, drużyna wciąż się rozwija, bez wydawania wysokich kwot na transfery. To jest najwyższą miarą klasy trenera. Być może więc grono wybierające kandydatów do nagrody "szkoleniowiec roku" powinno wysilić mózgi i nie umieszczać tam nazwisk ikon zasługujących raczej na wyróżnienie za całokształt osiągnięć, a nie za ostatnie 12 miesięcy pracy. Porozmawiaj o artykule na blogu autora