Atak na Kuleszę. Jakubas rzucił: „Może zmieńmy nazwę z PZPN na PZPR”
W Jachrance doszło do cyklicznego spotkania między Cezarym Kuleszą a przedstawicielami klubów Ekstraklasy i I ligi. W środowisku zawrzało, bo prezes PZPN wysłuchał licznych słów krytyki i kilka razy został przyparty do muru. W pewnym momencie Zbigniew Jakubas, jeden z najbogatszych Polaków i większościowy udziałowiec Motoru Lublin, rzucił nawet: „Może zmieńmy nazwę z PZPN na PZPR”. Tłem są wybory w Polskim Związku Piłki Nożnej, wzmożona aktywność Zbigniewa Bońka i pytanie, czy na szczycie polskiej piłki szykuje się przewrót.
Zmieńmy nazwę z PZPN na PZPR, czyli prztyczek dla Kuleszy
Żadna tajemnica, że przedstawiciele klubów Ekstraklasy czują się rozgoryczeni działaniami Polskiego Związku Piłki Nożnej wokół przepisu o młodzieżowcu, według którego każda z drużyn musi zagwarantować co najmniej 3000 minut gry zawodnikom urodzonym w roku 2003 lub później pod rygorem dotkliwej kary pieniężnej. Spośród 18-zespołowej stawki najwyższego szczebla rozgrywkowego w naszym kraju tylko włodarze Lecha Poznań i Puszczy Niepołomice są za utrzymaniem obecnego wymogu.
Na czele ruchu popierającego rewolucję w przepisie o młodzieżowcu stoi Wojciech Cygan, członek rady nadzorczej Ekstraklasy i ważna postać w Rakowie Częstochowa, a także wiceprezes ds. piłkarstwa profesjonalnego w PZPN. Mówi się, czego on sam nie potwierdza, że to najpoważniejszy kandydat do rzucenia rękawicy Cezaremu Kuleszy w przyszłorocznych wyborach na prezesa PZPN. Cygan to człowiek o wysokiej kulturze osobistej i naturze dyplomaty, więc publicznie Kuleszy nigdy nie skrytykuje, ale 62-letniemu szefowi polskiej piłki ewidentnie z nim nie po drodze.
Nie tak dawno zarząd PZPN na jego rozkaz zniweczył pracę komisji wyrażającą wolę klubów o zmodyfikowaniu wspomnianego przepisu o młodzieżowcu, byle tylko „ograć” Cygana, który wraz z Łukaszem Jabłońskim, wiceprezesem Motoru Lublin, a wcześniej prezesem Korony Kielce został przegłosowany - dwóch innych członków wstrzymało się od głosu, trzynastu kolejnych było za pozostawieniem go bez zmian. Niosło się po piłkarskiej Polsce: „Z betonem PZPN się nie wygra”.
Kulesza nie spodziewał się jednak, że tak ostro dostanie mu się podczas cyklicznego spotkania między nim a przedstawicielami klubów Ekstraklasy i I ligi w Jachrance. Za zamkniętymi drzwiami Marcin Animucki, prezes Ekstraklasy, poprosił go o zabranie głosu. Prezes PZPN wygłosił przemówienie o programie Double Pass, o stworzeniu centrum VAR i o woli wprowadzenia zmian w przepisie o młodzieżowcu. Na to odezwał się Dariusz Mioduski, właściciel Legii, który w dość ostrym tonie zwrócił mu uwagę, że rok temu też spotykali się w Jachrance i już wtedy sprawa powinna zostać rozwiązana.
Następnie furorę zrobił Zbigniew Jakubas, jeden z najbogatszych Polaków i prezes Motoru Lubin. Dziwił się opieszałości PZPN-u. Nie tylko w kwestii przepisu o młodzieżowcu, ale też w budowie centrum VAR wobec licznych błędów sędziowskich i awarii systemu w rundzie jesiennej. Jakubas grzmiał, że skoro budżety PZPN i Ekstraklasy liczone są w setkach milionów złotych, a centrum VAR to koszt kilku milionów w polskiej walucie, to zwlekanie z jego powstaniem jest całkowicie niezrozumiałe.
Na woltę Jakubasa rozochocił się Tomasz Stamirowski, większościowy udziałowiec Widzewa Łódź. Żądał pieniędzy od PZPN i Ekstraklasy na inwestycje związane z infrastrukturą, a tak przynajmniej odebrali to prezes Kulesza i jego otoczenie. W rzeczywistości Stamirowski tylko zwracał uwagę na problemy, z jakimi boryka się RTS. - Jak kogoś nie stać na boiska, to niczego nie powinien żądać ani od PZPN, ani od Ekstraklasy. Ja wydałem ponad 30 milionów złotych z własnej kieszeni - odciął mu się Jakubas. Właściciel Widzewa się zdenerwował. Odpowiedział, że nie każdy ma tak zasobny portfel jak włodarz Motoru.
Wciąż największe kontrowersje budziło jednak wystąpienie Kuleszy, który zarzucił Wojciechowi Cyganowi, że zarząd PZPN w ogóle nie dowiedział się od niego, jakoby polskie kluby miały jakiekolwiek zastrzeżenia do przepisu o młodzieżowcu. I, że o pretensjach ze strony Ekstraklasy i I ligi usłyszał dopiero w kwietniu, a więc zdecydowanie za późno, żeby podjąć działania. Cygan w delikatny sposób zripostował, że pismo z klarowną informacją wpłynęło do zarządu PZPN w lutym. - Kulesza odwrócił kota ogonem - słyszymy od uczestnika spotkania w Jachrance.
W pewnym momencie Jakubas wypalił: „Czarek, nie rozumiem tonu twoich wypowiedzi. Może powinniśmy zmienić nazwę z PZPN na PZPR?”. W Jachrance zawrzało, słowa miliardera szybko rozniosły się po innych salkach, ludziom polskiej piłki wydawało się, że właśnie rozpoczęła się wojna. Z informacji Interii wynika jednak, że Jakubas raczej żartował niż atakował Kuleszę, z którym dobrze się znają. Niedługo później zresztą poparł prezesa PZPN, gdy ten stwierdził, że zależy mu, aby w Ekstraklasie grali głównie Polacy, na co uniósł się Mioduski, który uważa, że nie ma nic złego w promowaniu zagranicznych piłkarzy. - Sorry, Darek, skontruję cię, PZPN to Polski Związek Piłki Nożnej, a ty byś chciał Europejski Związek Piłki Nożnej - rzucił właściciel Motoru do prezesa Legii, prywatnie swojego przyjaciela.
Wyraźnie jednak rysowała się linia podziału i konflikt interesów między prezesem Kuleszą a prezesami klubów Ekstraklasy. O sprawniejsze działanie i nielekceważenie głosu ligi apelowali bowiem również Wojciech Pertkiewicz, ustępujący prezes Jagiellonii Białystok i Łukasz Jabłoński, wiceprezes Motoru i członek zarządu PZPN. Dyskusja w Jachrance była ożywiona, niektórymi momentami nawet awanturnicza. Świadkowie twierdzili, że z sali Kulesza wyszedł szybkim krokiem, podminowany i zdenerwowany, nie został nawet na pożegnalną kolację. Prezesi Ekstraklasy przekonują nas jednak w nieoficjalnych rozmowach, że nie zostało to przez nich negatywnie przyjęte. - To nie problem, Kulesza zawsze się zmywał. Ale w polskiej piłce jest mało prawdy. A jak już się prawda pojawi, to dla wielu jest niewygodna - pada.
Konkurenci Kuleszy szykują blitzkrieg
Latem przyszłego roku Cezary Kulesza będzie walczyć o reelekcję na stanowisku prezesa Polskiego Związku Piłki Nożnej, którego wybiera 118 delegatów. 60 głosów mają związki wojewódzkie, 50 - kluby Ekstraklasy i I ligi, nieznaczące 8 - stowarzyszenia trenerów, sędziów, przedstawiciele piłki kobiecej oraz futsalu. W Jachrance pierwszy raz unaoczniło się, że Kulesza może stracić poparcie klubów Ekstraklasy i I ligi, których przedstawiciele to w dużej mierze poważni ludzi, często obyci na światowych i europejskich salonach.
Ich zażenowanie budzi autorytarny styl zarządzania Kuleszy i przaśność jego bliskiego doradcy Henryka Kuli, barona Śląskiego Związki Piłki Nożnej i wiceprezesa PZPN ds. organizacyjno-finansowych, słynącego chociażby z tekstu: „wierzę, że z pomocą tej naszej polskiej gospodyni Matki Boskiej Częstochowskiej uda się awansować”. Wielu ma dość prezesa, a także wpływów i pomysłów tego drugiego.
Gdy Kulesza wyjechał z Jachranki, opozycyjni wobec niego działacze przekonywali, że po cichu już trwa kampania wyborcza, która ma wyłonić kontrkandydata dla obecnego prezesa. Najczęstszym określeniem był „Blitzkrieg”. Ma to oznaczać mniej więcej tyle, że przeciwnik Kuleszy ogłoszony zostanie przed samymi letnimi wyborami, gdy już zbierze wystarczającą liczbę „szabel”, by z Kuleszą wygrać. Ponoć opozycja całkowicie niespodziewanie przekonała już kilku betonowych baronów, czyli ludzi ze związków wojewódzkich...
Giełda nazwisk potencjalnych rywali dla Kuleszy jest krótka. Większość tropów prowadzi do Wojciecha Cygana, który w podobny sposób - również po cichu - przechytrzył nieprzylnego mu Kuleszę w wyborach do Rady Nadzorczej Ekstraklasy w czasie Euro 2024. W ostatnich tygodniach zaaktywizował się też Zbigniew Boniek, który pojawił się na gali 105-lecia PZPN i odniósł wrażenie, że ekipa Kuleszy stara się wygumkować go z historii polskiej piłki. W programie Dwa Fotele u Janusza Basałaja w Meczykach pytano go, czy myśli o powrocie na tron PZPN. Odpowiedział, że z Kuleszą w wyborach wygrać byłoby trudno, ale... pomyśli.