Claudio Milar miał dwa podejścia do polskiej piłki. W 2000 roku trafił do Łódzkiego Klubu Sportowego - w 12 występach zdobył dwie bramki. Prawdziwym ulubieńcem trybun stał się natomiast w Szczecinie. W barwach Pogoni zadebiutował 20 sierpnia 2004 roku w starciu z Lechem Poznań. Lepszego debiutu Urugwajczyk nie mógł sobie wymarzyć. Do przerwy Pogoń remisuje z Lechem 1-1, ale gra w dziesiątkę. Trener Bogusław Baniak decyduje się na ryzykowny manewr, wpuszczając ofensywnego zawodnika, którego PZPN ledwie co uprawnił do gry. Ten szybko udowadnia jednak, że szkoleniowiec miał nosa. Milar najpierw zalicza asystę, a później sam strzela gola. "Portowcy" wygrywają w osłabieniu z "Kolejorzem", a kibice mają nowego idola. - To był bardzo śmieszny, radosny chłopak. Z charakteru był mieszanką Urugwajczyka i Brazylijczyka, bo wiele lat spędził w mojej ojczyźnie. Lubił żartować, był też trochę leniwy i nie za bardzo lubił biegać - wspomina w rozmowie z Interią Edi Andradina, który spotkał Milara w Pogoni. Claudio Milar oszukał trenera - Na treningach różnie bywało, natomiast w meczach Claudio był nie do zatrzymania. Nie chodzi nawet o jego naprawdę dużą jakość piłkarską, ale również o serce, które wkładał w grę. To się po prostu czuło. Miał w sobie czystą radość z futbolu. Dużo się od niego nauczyłem - dodaje Brazylijczyk. Na pewno nie był jednak tytanem pracy, co najlepiej obrazuje opowiedziana przez Andradinę anegdota. Milar panicznie bał się cmentarzy Oprócz treningów Milar nie lubił też cmentarzy. Były one jego fobią. - Zawsze bardzo się bał, kiedy choćby przechodziliśmy obok nekropolii. Nawet nie patrzył w tamtą stronę - przypomina sobie Andradina. Okrutnym zrządzaniem losu był więc fakt, że akurat Milar znalazł się w feralnym autokarze, który 15 stycznia 2009 roku rozbił się w wąwozie. - Wszystkie najważniejsze strony internetowe w Brazylii pisały o tym wypadku. Claudio był kojarzony przez kibiców, bo wiele lat spędził w mojej ojczyźnie. Poza tym to była ogromna tragedia, oprócz Claudia zginęło jeszcze dwóch innych zawodników - mówi nasz rozmówca. Andradina o śmierci przyjaciela dowiedział się od wspólnego znajomego. Na koniec pytamy Andradinę o jedno wspomnienie związane z Milarem. - Claudio zawsze chodził z malutkim termosem, w którym miał yerba mate. Był uzależniony od tego napoju. Pił go w szatni, w autokarze, w domu. Kiedy widzę teraz ludzi z yerbą, zawsze przypomina mi się Claudio - uśmiecha się Edi. Jakub Żelepień, Interia