50 minuta <a href="https://sport.interia.pl/klub-lechia-gdansk/news-mecz-o-pokoj-w-gdansku-wygrala-frekwencja-i-nadzieja,nId,5960624">"meczu o pokój", w którym Lechia Gdańsk podejmuje Szachtara Donieck</a>. Ponad 12 tysięcy widzów jest świadkami niecodziennego wydarzenia. Otóż polskiego sędziego eksportowego, <a href="https://sport.interia.pl/pilka-nozna/liga-mistrzow/news-szymon-marciniak-przejdzie-do-historii-zaden-polak-tego-nie-,nId,5985735">Szymona Marciniaka</a> zastępuje ukraiński arbiter Dmytro Krywuszkin. Mecz toczy się dalej, atmosfera jest wyjątkowo podniosła, a napięcie sięga zenitu, gdy <a href="https://sport.interia.pl/klub-lechia-gdansk/news-12-latek-z-oblezonego-mariupola-bohaterem-meczu-o-pokoj,nId,5960661">w doliczonym czasie gry 12-letni Dima, który wydostał się okupowanego przez Rosjan z Mariupola, zdobywa zwycięską bramkę dla gości</a>. Po meczu trenerzy obu drużyn zgodnie przyznają, że to nie było zaplanowane, chociaż scena jest zaiste "hollywoodzka". Gdzieś w całym pomeczowym zamieszaniu umyka historia zmiany sędziego, przecież zupełnie niecodzienna. Sam Dmytro Krywuszkin nie zabiega o rozgłos, a przecież jego historia jest równie dramatyczna jak Dimy i jego rodziny, którzy schronili się w teatrze zbombardowanym przez Rosjan, mimo napisu "dzieci". Wiemy, że Krywuszkin przed wojną sędziował mecze ukraińskiej Premier Lihy, po jej wybuchu jego dom w Charkowie został zbombardowany. Żona sędziego jest ciężko chora, musi być pod stałą opieką medyczną, a w ostrzeliwanym przez agresorów mieście jest to niemożliwe. Dodatkowo, państwo Krywuszkin mają trójkę małych dzieci dlatego w ostatniej chwili udało im się wyjechać z Ukrainy do Polski. W naszym kraju przebywają w Wielkopolsce. Dlaczego właśnie tam? Tu na scenę wkracza Michalina Diakow, sędzia wywodząca się właśnie z tego okręgu. Drogi pani Michaliny i pana Krywuszkina przecięły się w sierpniu 2019 r., gdy Diakow sędziowała Ligę Mistrzyń, wówczas opiekunem jej grupy był właśnie ukraiński arbiter. Fachowo to się nazywa RLO - referee liaison officer. - Gdy będziesz czego potrzebować - odezwij się - rzuciła na odchodne Michalina Diakow. Zwykła formuła ludzi dobrze wychowanych. Okazało się, że za dwa i pół roku, Dmytro Krywuszkin potrzebował pomocy, zupełnie nie takiej, o której mówiono wcześniej. Ta pomoc mogła okazać się mogła na wagę życia i śmierci. Ukraiński arbiter nie chce wypowiadać się dla mediów, jest wdzięczny Polakom za pomoc, kocha sędziować, ale teraz najważniejsze dla niego jest zdrowie żony. No i ma dzieci, jest dla nich głównym opiekunem. Sędziowanie znalazło się gdzieś na dalszym planie, Krywuszkin jest człowiekiem niezwykle skromnym, nie pcha się na salony, a bieganie z gwizdkiem na boisku pozwala mu zapomnieć o zniszczonym domu w Charkowie. W środę ukraińskiemu sędziemu udało się zadebiutować w meczu III ligi - Ślęza Wrocław - Gwarek Tarnowskie Góry, wcześniej sędziował w wielkopolskiej IV lidze. To znacznie poniżej jego kompetencji, ale naprawdę - są ważniejsze rzeczy od piłki nożnej. Finału tej historii jeszcze nie ma, ale takich polsko-ukraińskich historii i bezinteresownej, chwytającej za serce pomocy jest mnóstwo. <a href="https://sport.interia.pl/rugby/news-rugby-anton-szaszero-polacy-pokazali-ze-sa-bratnim-narodem,nId,5865736">Jak mówił nam w wywiadzie rugbista Arki Gdynia, Anton Shashero z Kijowa</a>: - Gdy byłem młody słyszałem, że mamy dwa bratnie narody: Rosjan i Białorusinów. W trudnej chwili okazało się, że to Polacy są bratnim narodem, o tych dwóch innych szkoda gadać. Maciej Słomiński