W sobotę w wyniku zamieszek na stadionie Concordii Knurów śmierć poniósł 27-letni kibic, postrzelony z policyjnej broni gładkolufowej. Po wydarzeniach na Śląsku wrócił temat bezpieczeństwa na obiektach piłkarskich, w szczególności w rozgrywkach półprofesjonalnych czy wręcz amatorskich. - Mecze w niskich ligach - jak ten w Knurowie - przyciągają poniżej tysiąca kibiców, zatem w myśl przepisów nie są imprezami masowymi, to największy problem. Organizowanie imprezy masowej wymaga identyfikacji jej uczestników, są inne rygory, monitoring, listy kibiców i poza tym w ustawie jest zapis o karach za wszelkie przestępstwa stadionowe. W tym elemencie istnieje zatem pewna luka w prawie - ocenił Krzysztof Smulski, szef Wydziału ds. Bezpieczeństwa na obiektach piłkarskich w Śląskim ZPN. Zwrócił też uwagę, że klub-gospodarz w trzeciej czy czwartej lidze ma obowiązek zwrócić się do rywala o imienną listę kibiców chętnych do zakupu biletów, ale miejscowi fani wchodzą bez identyfikacji. - Ustawa to świetny materiał, by w oparciu o niego zadbać o bezpieczeństwo, tyle że nie można przecież przeprowadzić imprezy masowej na stadionie o pojemności 200 osób - zauważył, ale i dodał, że specyfiką województwa śląskiego jest fakt, że w jednym mieście mieszkają często kibice kilku różnych drużyn. Śląski ZPN zrzesza ponad 600 klubów. Prezes grającej w siedleckiej lidze okręgowej Victorii Kałuszyn Dariusz Przybyłko uważa, że z uwagi na brak środków finansowych identyfikacja wszystkich kibiców na meczach szóstej-siódmej ligi, zwłaszcza tych "przyjezdnych", jest niemożliwa. - "Swoich" w zasadzie zna się wszystkich. Kiedy przyjechali do nas fani Mazovii Mińsk Mazowiecki, zażądaliśmy od nich dowodów osobistych, ale nie od wszystkich, tylko od co dziesiątego czy nawet co piętnastego, tak wyrywkowo, aby później wiedzieć, kogo ewentualnie możemy pociągnąć do odpowiedzialności za np. dewastację obiektu. Nie zgodzili się, dlatego na stadion nie zostali wpuszczeni i grę oglądali zza siatki" - powiedział Przybyłko. Jego zdaniem, w niższych klasach oczywiście nie brakuje też kłopotów z miejscowymi kibicami. Chodzi głównie o wnoszenie rac. - Nie prowadzimy sprzedaży biletów, a po drugie osoby pełniące obowiązki porządkowych nie są w stanie wszystkim sprawdzić dokumentów tożsamości czy dokładnie przeszukać. Fani znają się z zawodnikami i zdarza się, że ich proszą o wniesienie rac na stadion. A przecież nie będziemy jeszcze sprawdzać plecaków piłkarzy. Race są później odpalane, a my płacimy kary nakładane przez OZPN Siedlce. Każdego sezonu co najmniej dwa tysiące złotych, które moglibyśmy wydać na komplet strojów dla drużyny młodzieżowej czy zakup piłek. Zresztą kwestia odpalania rac powinna zostać jakoś ucywilizowana, bo dodają one kolorytu meczom piłkarskim - dodał prezes Victorii. Klub z Kałuszyna (powiat miński) ma podpisaną umowę z tamtejszą strażą pożarną. Na każdym spotkaniu jest pięć osób, które zabezpieczają również opiekę medyczną. W przypadku spotkań tzw. podwyższonego ryzyka, strażaków jest 10-15, ale też policjanci w pobliżu stadionu. W trzecioligowym Piaście Żmigród, którego kibice zrzeszeni są jednocześnie w fanklubie Śląska Wrocław, panuje opinie, że w kwestii bezpieczeństwa najwięcej zależy od samych organizatorów meczów. Prezes klubu Rafał Zagórski uważa, że ustawa o organizacji imprez masowych nie jest idealna. Podkreśla zaś ważność trzech czynników: dialogu z kibicami, profesjonalnej ochrony i współpracy z policją. - Prowadzimy dialog z fanami, spotykamy się z nimi i dzięki temu udało się uniknąć większych awantur. Oczywiście nie jest też tak, że gdy się ich o coś prosi, to oni to zawsze spełniają, ale uważam, że dzięki rozmowom udaje się zapobiec wielu niebezpiecznym sytuacjom - przyznał Zagórski. Zwrócił uwagę, że wiele klubów z niższych lig szukając oszczędności, rezygnuje z profesjonalnej ochrony. Według niego to wielki błąd. - U nas ochrona ma za zadanie dokładnie przeszukać każdego kibica wchodzącego na stadion. Czasami aż sam jestem zaskoczony, ile pracownicy są w stanie znaleźć petard i rac przy kibicach. To całe arsenały. I jak by mi to odpalili na stadionie, to ja bym się nie wypłacił - opowiadał prezes Piasta. Zagórski jeździ ze swoim zespołem na mecze wyjazdowe. Uważa, że sporo ochroniarzy jest niekompetentnych. - To są często osoby typu "spod budki z piwem". Już nieraz widziałem, że kiedy zaczyna się coś dziać, oni pierwsi uciekają. Ochrona musi być profesjonalna, aby przeszukać dobrze kibiców, wzbudzać respekt, a w razie czego zgasić w zarodku rozróbę lub chociaż nie pozwolić jej się rozrosnąć i dać czas policji na wejście na stadion - zaznaczył. Z kolei przedstawiciele Pomorskiego Związku Piłki Nożnej zapewnili, że w ostatnim okresie na meczach prowadzonych przez ten okręg, nie doszło do żadnych poważniejszych incydentów. - Drobne ekscesy miały natomiast miejsce, ale poza stadionami. Brały w nich udział głównie osoby sympatyzujące z występującymi w czwartej lidze zespołami Pogoni Lębork i Gryfa Słupsk - powiedział przewodniczący Komisji ds. Bezpieczeństwa na obiektach Pomorskiego ZPN Gerard Sobecki. Lider grupy pomorsko-zachodniopomorskiej trzeciej ligi Gryf Wejherowo miał okazję rywalizować z wyżej notowanymi drużynami w sezonie 2011/12, kiedy dotarł do ćwierćfinału Pucharu Polski. - Wtedy przyjechali do nas kibice różnych klubów, ale na pucharowych spotkaniach zawsze było bardzo spokojnie. Pamiętam, że meczowi z Zawiszą Bydgoszcz, który rozstrzygnął się w rzutach karnych, towarzyszył niesamowity upał. Dlatego poczęstowaliśmy fanów gości wodą, za co byli nam wdzięczni - wspominał były dyrektor sportowy Gryfa Wiesław Renusz. Zespół z Wejherowa posiada sporą grupę sympatyków zaprzyjaźnionych z fanami Arki Gdynia, ale na ligowych meczach tej drużyny nie doszło do chuligańskich wybryków. Także podczas spotkań z Bałtykiem Gdynia i Cartusią Kartuzy, których miejscowi kibice nie darzą sympatią. Klubowi działacze dmuchają jednak na zimne i ściśle współpracują z lokalną policją. - Funkcjonariusze, a nie jest ich wielu, najwyżej 10-15, zawsze znajdują się poza obiektem. Zasada jest taka, że za porządek i bezpieczeństwo odpowiada na stadionie organizator imprezy. A policja podejmuje interwencję tylko na jego prośbę, kiedy służby nie są w stanie zapewnić spokojnego przebiegu mecz. U nas nie było takiej potrzeby i mam nadzieję, że nigdy nie będzie - powiedział kierownik ds. bezpieczeństwa Gryfa Tomasz Engel. Na stadionie na Wzgórzu Wolności działa również monitoring - składa się z 15 kamer, w tym jednej obrotowej, które rejestrują wszystko, co dzieje się przy wejściach na obiekt, na trybunie krytej oraz w ciągach pieszych. - Wymogi licencyjne nakładają obowiązek posiadania monitoringu przez wszystkie kluby występujące w ekstraklasie oraz w pierwszej i drugiej lidze. Po spadku w poprzednim sezonie do trzeciej ligi nie musimy go w trakcie meczów uruchamiać, ale uznaliśmy, że skoro mamy system, który funkcjonuje bardzo dobrze, to należy z niego korzystać. Obsługuje go policjant - wyjaśnił Engel. Każdy piłkarski klub do czwartej ligi włącznie musi posiadać w gronie osób funkcyjnych kierownika ds. bezpieczeństwa. Zespoły niższych klas nie mają takiego obowiązku, ale Pomorski ZPN organizuje kursy na koordynatora służb porządkowych na meczach piłki nożnej, które nie są imprezą masową. - Jesteśmy pierwszym okręgiem w Polsce, który prowadzi takie szkolenie. Inauguracyjny kurs odbędzie się w niedzielę w Gdańsku, a kolejne zaplanowaliśmy w Bytowie, Malborku oraz Słupsku. Zajęcia trwają osiem godzin, a wykłady prowadzą przedstawiciele policji, firmy ochroniarskiej oraz naszej komisji ds. bezpieczeństwa. Wymóg posiadania osoby z certyfikatem będzie dla wszystkich klubów od klasy okręgowej do klasy B zrzeszonych w Pomorskim ZPN jednym z warunków otrzymania licencji - przyznał Sobecki.