Walter Winterbottom pomnikową postacią angielskiego futbolu był, to nie ulega wątpliwości. Za zasługi otrzymał w 1978 roku tytuł szlachecki, kiedy przeszedł już na emeryturę. Zdecydowanie nie miał jednak szczęścia do reprezentacji Anglii, której był przecież pierwszym prawdziwym selekcjonerem i utrzymał tę posadę aż przez 16 lat (1946-62). Za jego rządów Anglia cztery razy awansowała na mistrzostwa świata (były to w ogóle jej pierwsze mistrzostwa, bo przed wojną, uważając się za najlepszą, nie widziała potrzeby tego udowadniać). Anglia nie chce pamiętać o "cudzie na trawie" Niemniej to właśnie za rządów Winterbottoma Anglia przeżyła upokorzenie, które do dziś jest uważane za wręcz największe w historii tamtejszej piłki. Objął reprezentację zaraz po wojnie, w której trakcie wstąpił do RAF gdzie został szefem treningów fizycznych w ministerstwie lotnictwa. Kiedy został mianowany selekcjonerem miał 33 lata. Równolegle kierował drużynami seniorskimi, amatorskimi i młodzieżowymi do czasu, gdy nawał pracy zmusił go do rezygnacji z dwóch ostatnich obowiązków. Anglicy mieli potwierdzić klasę na pierwszych mistrzostwach, w których wzięli udział. W 1950 roku jechali do Brazylii po zwycięstwo. I tak jak turniej stał się traumatycznym wspomnieniem dla gospodarzy, tak samo chcą o nim zapomnieć dumni synowie Albionu. Anglicy pokonali najpierw Chile ale 29 czerwca 1950 roku to data, którą najchętniej by wymazali. Belo Horizonte 1950, Wembley 1973 W Stanach Zjednoczonych futbol był w tym czasie sportem postrzeganym jako dziwaczny, w najlepszym razie - egzotyczny. Zawodnicy grali za psie pieniądze, w lokalnych ligach. Wydawało się, że podczas meczu w Belo Horizonte Anglicy rozjadą rywali, w pierwszych minutach mieli znakomitych pięć okazji na gola, dwa razy trafili w słupek. Nagle, jeszcze przed przerwą, Amerykanie oddali strzał na bramkę Wyspiarzy. Po uderzeniu z daleka Waltera Bahra urodzony na Haiti napastnik Joe Gaetjens dotknął jej jeszcze głową czym całkowicie zmylił bramkarza. Anglicy mieli całą drugą połowę na odwrócenie wyniku, ale mecz przypominał trochę spotkanie z Polakami na Wembley 23 lata później. W USA nie było transmisji telewizyjnej: pierwsze informacje o wyniku, przesyłane dalekopisem, odczytywano jako błędne. To nie mieściło się w głowie więc Amerykanom wydawało się , że Anglia zapewne wygrała 10:0 albo 10:1... Potem ten mecz nazwano "Cudem na trawie". Anglicy mogli się jeszcze uratować, ale w ostatnim meczu, zniechęceni, nie dali też rady mocnej Hiszpanii i odpadli. Z grupy wyszedł tylko zwycięzca - Hiszpania, która ostatecznie zajęła czwarte miejsce. W meczu nie zagrał sławny Stanley Matthews, który był w angielskiej kadrze na tamte mistrzostwa. Czy z nim w składzie tamten mecz potoczyłby się inaczej? USA łączy Waltera Winterbottoma i... Alfa Ramseya Po takiej klęsce Winterbottom jednak nie odszedł. Ba, to był właściwie dopiero początek jego kadencji. Jeszcze dwa razy jego reprezentacja osiągała na mundialach ćwierćfinał (w 1954 i 1962), raz nie wyszła nawet z grupy (w 1958). Za każdym razem te wyniki były przyjmowane z rozgoryczeniem. W końcu Winterbottom ustąpił po mistrzostwach świata w Chile a jego następca Alf Ramsey na kolejnym turnieju zdobył od razu mistrzostwo świata. Dla Ramseya był to swoiste zmycie win - w meczu z USA wystąpił przecież jako obrońca.