Tempo angielskiej piłki jest zabójcze. Ledwie dwa dni po finale mistrzostw świata rozpoczęły się pierwsze mecze czwartej rundy EFL Carabao Cup. Na prawdziwy hit tej fazy rozgrywek kibicom przyszło jednak poczekać do czwartku. Na Etihad Stadium zmierzyły się drużyny Manchesteru City i Liverpoolu. Składy obu ekip były częściowo rezerwowe, choć nie zabrakło też uznanych nazwisk. Dość wspomnieć, że w wyjściowych jedenastkach znaleźli się między innymi Mohamed Salah czy Erling Haaland, ale także grający do niedawna w Katarze Nathan Ake, Ilkay Gundogan, Kevin De Bruyne, Rodri czy Darwin Nunez. Manchester City - Liverpool: Erling Haaland otworzył wynik meczu Od pierwszych minut dobre wrażenie robił przede wszystkim norweski snajper "Obywateli". Haaland, bo o nim mowa, nie zakwalifikował się na mistrzostwa, dzięki czemu w ostatnich tygodniach mógł złapać nieco oddechu. Najwyraźniej stęsknił się jednak za futbolem, bo od początku był jednym z najaktywniejszych piłkarzy na boisku. W 10. minucie Norweg otworzył wynik spotkania. Napastnik urwał się spod krycia rywali, wybiegł zza pleców obrońców i sprytnym strzałem wykończył dośrodkowanie Kevina De Bruyne. Prowadzenie City nie utrzymało się jednak długo. Po 10 minutach na tablicy wyników znów widniał rezultat remisowy, bo do siatki Stefana Ortegi trafił Fabio Carvalho. Młody ulubieniec Jurgena Kloppa - podobnie jak wcześniej Haaland - znalazł sobie wolną przestrzeń w polu karnym i zdobył bramkę. Do przerwy utrzymał się wynik 1:1, ale od początku drugiej połowy strzelanie rozpoczęło się na nowo. W 47. minucie kapitalnym przerzutem na lewe skrzydło popisał się Rodri. Tam do piłki dopadł Riyad Mahrez i w swoim stylu kopnął ją w kierunku dalszego słupka. Zaledwie minutę później znów było po równo - tym razem akcję wykończył Mohamed Salah. Manchester City - Liverpool: W tych meczach nigdy nie ma nudy Jako że mecz odbywał się w ramach rywalizacji pucharowej, remis nikogo nie urządzał. Wiadomo było, że zwycięzca musi być wyłoniony. Ani jedni, ani drudzy nie zamierzali więc czekać i kontynuowali ataki. W 58. minucie swój cel osiągnęli gospodarze, którzy wyszli na prowadzenie 3:2 po golu Nathana Ake. Im bliżej było końcowego gwizdka, tym bardziej robiło się na boisku nerwowo. Przy kilku stykowych sytuacjach piłkarze skakali sobie do gardeł i odpychali, a sędzia miał sporo pracy do wykonania. Czas działał na korzyść zawodników Pepa Guardioli, którzy chcieli utrzymać korzystny wynik do końca. To liverpoolczycy tracili cenne minuty, które mogliby spożytkować na ostatnie ataki. Więcej bramek jednak nie padło, więc to City awansowało do 1/8 finału rozgrywek. Czwartkowy mecz potwierdził, że kiedy spotykają się ze sobą "The Reds" i "The Citizens", o nudzie nie może być mowy - nawet jeśli składy przypominają bardziej okres przygotowawczy. Po raz ostatni bezbramkowy remis w starciu tych drużyn padł ponad cztery lata temu, w październiku 2018 roku. Jakub Żelepień, Interia