Informacja o śmierci Wójcika nie tylko zatrwożyła opinię publiczną, ale przede wszystkim spadła, niczym grom z jasnego nieba, na najbliższych trenera. "W niedzielę wieczorem oglądaliście w restauracji mecz Legii. Po meczu odwieźliśmy tatę do domu, a ja pojechałem pograć w piłkę. Gdy wróciłem, zastałem ojca leżącego na podłodze. To było nagłe" - ubolewa Andrzej Wójcik w rozmowie z "Super Expressem". "Najprawdopodobniej tata dostał ataku epileptycznego, miewał już takie wcześniej" - dodał syn. Nadmienił, że szybko przeprowadzona operacja w szpitalu udała się, Wójcik senior był utrzymywany w śpiączce farmakologicznej, ale w poniedziałek, parę minut po godz. 11, nastąpił zgon. "Niestety, od jakiegoś czasu, tata miał problemy z sercem. I ono nie wytrzymało. Zawsze powtarzał: ‘jeśli pompa będzie mi chodzić, to wszystko będzie grało i buczało’ - wspomina Andrzej Wójcik. Dwa dni wcześniej, 18 listopada, Janusz Wójcik obchodził 64. urodziny. W olimpijskiej ekipie Wójcika, która w finale igrzysk przegrała 2-3 z Hiszpanią, grali m.in. Andrzej Juskowiak, Wojciech Kowalczyk, Jerzy Brzęczek, Marek Koźminski, Tomasz Wałdoch, czy Grzegorz Mielcarski. Cieniem na jego karierze położył się fakt, że był zamieszany w korupcję w polskim futbolu. Był barwną postacią, a jego odważne sądy i opinie odbijały się szerokim echem w środowisku piłkarskim. Wydał autobiografię "Wójt. Jedziemy z frajerami. Całe moje życie". Art