Dorobek Andrzeja Gowarzewskiego jest wręcz pomnikowy. Bez wątpienia zmienił polskie dziennikarstwo sportowe. Dziś najbardziej kojarzy się ze stworzoną przez siebie serią piłkarskiej encyklopedii FUJI wypuszczanej przez wydawnictwo GiA, które założył na początku lat 90. jednak przecież już jego wcześniejsze książki były fantastyczne. Pamięta ktoś wspaniałą pozycję "Od Realu do Ajaxu" z 1975 roku, którą napisał z kolegami? Wówczas takich książek, takich, które sprawiały, że kibic tracił poczucie czasu jeszcze się w Polsce nie pisało. Jeszcze nie potrafiło się tak pisać o futbolu. Andrzej Gowarzewski to zmienił, jego książki w latach 70. były nowatorskie. Cały Jego dorobek w dziedzinie historii futbolu jest gigantyczny, jednak zawsze irytowało go gdy ktoś określał go mianem historyka. Sam siebie uważał przede wszystkim za reportera. Rzeczywiście - był Reporterem. Miał bowiem niezbędne cechy żeby takim być: o wszystkim musiał się sam przekonać, samemu dotknąć, samemu wyrobić sobie zdanie... No i najważniejsze: zawsze kierowała Nim ciekawość. A bez ciekawości - przecież nic... Fan reprezentacji Brazylii Kochał życie - na wielu poziomach. Uwielbiał podróże, był niespokojnym duchem. Wiem to, bo miałem przyjemność spędzić z Nim wiele czasu w rozjazdach. Uwielbiał prowadzić własnego mercedesa, ale często zdarzało się, że wskakiwał jednak do mojego autka i razem jechaliśmy na mecz. Najczęściej na Śląsku, ale zdarzało się również, że gdzieś dalej, zdarzało się, że pędziliśmy nagle choćby do Frankfurtu, w sposób, który lubię: "tam - mecz - z powrotem". Lubiłem w Nim to, że choć w pracy perfekcyjnie uporządkowany (właśnie to uporządkowanie pozwoliło mu stworzyć niewiarygodne wręcz archiwum), potrafił nagle zadzwonić i spytać: "To co, jedziemy?". Był na dziesięciu mundialach. Podczas jednego z nich spotkaliśmy się na dobrym piwie w... Rio de Janeiro. Kochał dobrze zjeść. Gadaliśmy o różnych rzeczach, potrafił mi opowiadać także o smaku różnych potraw. Kiedyś zaprosił mnie na argentyńskiego steka z wołowiny do... Krakowa. Pychota! Stąd wiem dlaczego Gabriel Batistuta po karierze kupił rancho i zajął się hodowlą wołów: bo są pyszne! Z sympatią traktował moją miłość do argentyńskiej piłki, choć sam zawsze stał do tej mojej nieprzemijającej skłonności - jak to On - w opozycji. Jedną z własnych książek podarował mi z dedykacją: "Fan Brazylii dla fana Argentyny". Zawsze szczerze, zawsze w twarz Potrafił przy tym chłostać słowem. Koniecznie muszę bowiem wspomnieć, że miał dominującą osobowość. Był samcem alfa, który potrafił się ostro zjeżyć w każdym momencie. Był przy tym szczery aż do bólu. Wiem, bo zdarzało się, że sam byłem przez Niego bezlitośnie "biczowany". W jego domu - jednocześnie siedzibie wydawnictwa - który sam zaprojektował, skończył też przecież architekturę, w ciągu ostatnich dwóch dekad byłem z 200 razy. Kiedy do niego przyjeżdżałem potrafił na wstępie, bez zbędnych wstępów powiedzieć mi w twarz, że to co napisałem mu się nie podoba. Ale potrafił też, w chwilach dla mnie trudnych, bezinteresownie mi pomóc. Doceniam to i pamiętam. A tamte łajania wspominam dziś z sympatią: myślę, że czynił to w dobrej wierze, chciał żebym był lepszy.Wkład, który wniósł do polskiego futbolu, jest kolosalny. Można powiedzieć, że usystematyzował całą polską piłkę nożną, jego encyklopedie piłkarskie FUJI są dla kibiców jak biblia, są punktem odniesienia zarówno dla fanów jak i innych badaczy dziejów futbolu. Nawet jeśli ktoś się z Nim nie zgadza, nie może Go ignorować. Zmarł 16 listopada 2020 roku.