Jako bramkarz w polskiej lidze rozegrał ponad 200 meczów, był mistrzem Europy do lat 16 w 1993 roku. Choć pochodzi z Pomorza, wiele lat kariery spędził na Śląsku, m.in. jako piłkarz Górnika Zabrze i Polonii Bytom. Obecnie pracuje jako trener bramkarzy w pierwszoligowym GKS-ie 1962 Jastrzębie. Paweł Czado, Interia: Nie każdy wie, że jest pan zagorzałym kibicem Torino. Tak było jeszcze już w czasach kiedy był pan czynnym piłkarzem. Bywa pan w Turynie na meczach. To ciekawy wątek, bo ostatnio z tego klubu odszedł Giampaolo, a zaraz potem prezes Zbigniew Boniek zdymisjonował Jerzego Brzęczka. Wielu przypuszczało, że to właśnie ten Włoch zostanie nowym selekcjonerem. Nadałby się? Andrzej Bledzewski: - Giampaolo to ciekawa postać. Wydawało się, że idealnie wpisuje się w strategię "Toro". To świetny warsztatowiec. Do mojego ulubionego klubu pasował nawet wizerunkowo. Chodził w dresie, nieogolony. Nie przywiązywał wagi do tego, żeby pokazywać się podczas meczów w eleganckim garniturze. Tak jak wielu fanów Torino uważał, że akurat to nie jest najważniejsze. Wiadomo, że nikt od "Toro" nie oczekuje żeby co roku grali w europejskich pucharach. Kibice wcale nie oczekują nie wiadomo jakich fajerwerków. Chcą jedynie żeby zespół zawsze grał twardo i do końca, żeby się nie poddawał. Ale za kadencji Giampaolo jednak coś nie zagrało. Widać było, że brakuje chemii między nim a drużyną. W pewnym momencie zdesperowany zaczął zmieniać styl drużyny, nie wiem dlaczego przeszedł z czterech na trzech obrońców. To ciągle nie dawało efektów. W osiemnastu meczach tego sezonu Torino zdobyło z Giampaolo zaledwie trzynaście punktów. Osiemnaste miejsce było nie do przyjęcia. Zobacz Interia Sport w nowej odsłonie Sprawdź! Zespół przejął trener Davide Nicola. Ostatni remis z Benevento 2-2, gdzie gra zresztą Kamil Glik, daje jakiś promyk nadziei kibicom "Toro". Mam nadzieję, że Karolowi Linetty’emu będzie się układać i będzie dostawał szanse gry. Jeśli chodzi o moją sympatię do Torino, to trwa ona już wiele lat. Pamiętam jak kiedyś zazdrościłem mojemu koledze Danielowi Treścińskiemu, zawodnikowi Zagłębia Sosnowiec. Był okres, że prezesem Zagłębia i Torino był Francesco Ciminelli. To sprawiło, że Zagłębie mogło się przygotowywać na obiektach Torino. Jak jak Danielowi wtedy zazdrościłem (uśmiech). Jak pan przyjmuje decyzję Zbigniewa Bońka, że ostatecznie szkoleniowcem zostanie Portugalczyk Paolo Sousa? - Była to dla mnie niespodzianka, choć uznaję ten wybór za dobry. Uważam, że Zbigniew Boniek na różnych polach zrobił wiele dobrego dla polskiej piłki i mam nadzieję, że ta decyzja też się naszej piłce opłaci. Poprzedni selekcjoner nie dawał już gwarancji, że będzie lepiej. Wiem, że prezes dokonał wyboru po analizach i konsultacjach, nie była to decyzja spontaniczna. Paolo Sousa był świetnym piłkarzem, pamiętam go jeszcze z ligi włoskiej [w latach 90. Portugalczyk był zawodnikiem Juventusu, Interu i Parmy, przyp.aut.]. Myślę, że będzie potrafił dojść do porozumienia z zawodnikami. Co do włoskich trenerów, których wymieniało się jako potencjalnych następców Jerzego Brzęczka to zgadzam się z prezesem Bońkiem. Ci topowi wcale nie marzą o pracy z reprezentacjami narodowymi. Kiedy pracujesz w klubie i nie masz na przykład dobrego lewego obrońcy to domagasz się wzmocnień. A w kadrze tak się nie da. Uśmiecham się, kiedy miałbym sobie wyobrazić w jakiejś reprezentacji Antonio Conte, obecnego szkoleniowca Interu. Przecież on zawsze domaga się kolejnych transferów... Obecnie pracuje pan jako trener bramkarzy w I-ligowym GKS-ie 1962 Jastrzębie. Początek sezonu był jak z koszmaru. Przegranych pierwszych osiem meczów ligowych, pierwsze zwycięstwo dopiero w jedenastej kolejce. Można się załamać... Przeżył pan wcześniej coś takiego? - Nie było łatwo, na szczęście się nie załamaliśmy. Od początku nie było łatwo. W związku z instalowaniem podgrzewanej murawy na stadionie w Jastrzębiu, musieliśmy występować gdzie indziej: w Wodzisławiu albo choćby w Łodzi, gdzie w meczu z Widzewem występowaliśmy jako gospodarz więc rewanż będzie na tym samym stadionie... Pierwszy mecz na własnym obiekcie zagraliśmy w połowie listopada, a i tak bez widzów. Tak naprawdę słabe mecze zagraliśmy jesienią w mojej opinii dwa: na początku z Arką Gdynia gdzie jako gospodarz zagraliśmy w Wodzisławiu [0-4, przyp.aut.] a potem z Sandecją w Nowym Sączu prawie na koniec rundy [0-3, przyp.aut.]. Pozostałe spotkanie. Głupio przyznać, ale trenerzy rywali często nam mówili po meczach, że nie mogą uwierzyć w nasze tak niskie miejsce w tabeli.