Piekarski dostrzegł Andersona podczas jednej z wizyt w Kraju Kawy. Menedżerowi zaimponowała siła fizyczna siła Brazylijczyka i jego inteligentna gra na murawie. "Był w juniorach Hapoelu Tel Awiw. Miał wtedy 15 lat. Później przez pół roku grał jako junior w Borussi Dortmund, a kolejne pół roku spędził w Paris Saint Germain. Nie został w żadnej z tych drużyn, bo za każdym razem jego menedżer dzwonił i mówił: "Wracaj do Rio". I wracał. Tamten gość chciał zarobić kasę, a kto dziś da za nastolatka ogromne pieniądze? Zamykało się okno transferowe i chłopak został na lodzie" - wyjaśnia na łamach "PS" Piekarski, który wierzy, że Anderson sprawdzi się na Łazienkowskiej. "Legia nic nie straci na jego zatrudnieniu, bo to piłkarz, za którego nie trzeba płacić sumy odstępnego. A jak się na nim nie poznają? Cóż, każdemu może się zdarzyć. Kiedyś Ronaldo też pragnął grać we Flamengo, ale klub nie chciał mu nawet zwracać za bilety dojazdowe... - przypomniał Piekarski. Chociaż o samej Legii Brazylijczyk nie słyszał za wiele, to jednak Polska nie jest mu obca. "W telewizji oglądałem nawet program o waszym kraju. Kiedy dowiedziałem się, że jadę na testy do Warszawy, sprawdziłem wszystkie informacje o tym klubie w internecie. Wiem, że to znana w Polsce drużyna, że jest silna i że była ostatnio wicemistrzem Polski. Wierzę w siebie i mam zamiar pokazać trochę brazylijskiej piłki" - wyznał Anderson.