Było to pierwsze publiczne wystąpienie Anatolija Tymoszczuka w blasku fleszy po wybuchu wojny, czyli od 24 lutego. Przez ponad dwa miesiące rekordzista pod względem liczby gier w reprezentacji Ukrainy (144 mecze/cztery gole) nie zrezygnował z pracy w Premier Lidze i nie potępił agresji Federacji Rosyjskiej na swoją ojczyznę. Z tego powodu w Ukrainie został uznany za zdrajcę narodu. Usunięto go z rejestru reprezentantów kraju, odebrano wszystkie tytuły i zdobyte trofea. A 30 marca, w dniu jego 43. urodzin, rodzinny Łuck pozbawił go miana honorowego obywatela miasta. Wojna na Ukrainie. Tymoszczuk nadal milczy Tymoszczuk nie zabrał publicznie głosu. Nie skomentował nie tylko restrykcji, jakie go spotkały, ale również spekulacji na temat jego współpracy z rosyjską FSB, trwającej rzekomo od wielu lat. W sobotę Zenit St. Petersburg pokonał na własnym obiekcie Lokomotiw Moskwa 3-1. Dzięki wygranej zdobył czwarty z rzędu tytuł mistrza Rosji. Po końcowym gwizdku zwycięzcy dali upust swojej radości. Rozpromieniony Tymoszczuk ściskał na murawie zawodników i członków kierownictwa klubu. Zdjęcia z fety trafiły do ukraińskich mediów i wywołały kolejną falę hejtu wymierzoną w dawnego bohatera. W zespole pokonanych 90 minut zaliczył Maciej Rybus, który również zdecydował się kontynuować karierę w Rosji. ZOBACZ TAKŻE: