Macie siedem punktów straty do lidera czy cztery do podium? Pytam o to, kogo bardziej chcecie dogonić. Generalnie mierzymy w podium. Na ten moment bliżej nam do tego trzeciego miejsca, ale nie składamy broni. Jesteśmy drużyną nieprzewidywalną. Wydaje mi się, że jeśli dobrze przepracujemy okres przygotowawczy w zimie, możemy znaleźć się w czołówce. Nie mówię o pierwszym miejscu, ale to podium jest naprawdę realne. Tym bardziej, że z liderującym GKS-em Katowice wygrałyście 4:3. Ten mecz pokazał, że jesteśmy w stanie walczyć z każdym. To kwestia dyspozycji dnia i wykorzystania sytuacji, które sobie stwarzamy. Z Czarnymi Sosnowiec miałyśmy swoje okazje, ale nie udało się ich zamienić na bramki i skończyło się remisem. Choć dobrze, że zdobyłyśmy ten punkt, bo to spotkanie było nieobliczalne. Wcześniej miałyście miano "Janosików", drużyny, która wygrywała z mocniejszymi i traciła punkty ze słabszymi. Teraz to się chyba zmieniło? Ten sezon udowodnił, że nie jesteśmy "Janosikami", tylko równorzędnym rywalem dla tych topowych drużyn, w których dziewczyny utrzymują się tylko z gry w piłkę. My utrzymujemy się z innych zajęć, ale cieszymy się, że jesteśmy zespołem, z którym trzeba się liczyć. Przed tym sezonem odeszły od Was dwie kluczowe zawodniczki Natalia Sitarz i Natalia Wróbel. Spodziewałaś się, że mimo osłabień będzie Wam szło tak dobrze? Byłam bardzo sceptycznie nastawiona do tego sezonu. Dwie Natalie, które odeszły, to były bardzo dobre zawodniczki, wykonujące świetną robotę. Jednak wydaje mi się, że ich odejście spowodowało, że akcenty w zespole się rozłożyły i ciężar gry spoczywa na większej liczbie zawodniczek, a nie tylko tych dwóch wyróżniających się i strzelających sporo bramek. Teraz każda z nas strzela gole, nie jesteśmy uzależnione już od jednej zawodniczki. Mimo wszystko najlepsza strzelczyni "Jagiellonek" Katarzyna Daleszczyk ma tylko cztery bramki. Czy brak snajperki jest Waszą słabością? Już od paru sezonów mamy problem z pozycją numer "9". Cieszę się, że teraz Ola Pleban trochę ewoluuje i zaczyna strzelać bramki. Wydaje mi się, że to jednak nasz plus, bo każda ma "nosa", może strzelić bramkę i odnaleźć się na pozycji napastniczki. Taka uniwersalność to zaleta. Ten sezon jest najlepszy w Twojej dotychczasowej karierze? Pod względem wyników tak. Mam nadzieję, że będzie taki do końca i zakończymy go z medalem na szyi. Co do mojej gry, to jest dobrze, ale nie najlepiej. Oceniłabym się na takie 3,5 na 5. Poprzednie były przeplatane kontuzjami, w tym jednej dość poważnej. Ten sezon przed kontuzją zaczynał się bardzo obiecująco, ale uraz pokrzyżował mi plany. Powrót był bardzo długi. Do tego grałam na różnych pozycjach, a teraz jestem już lewą obrończynią. Czuję trochę niedosyt w stosunku do siebie, ale mam nadzieję, że dobrze przepracuję zimę i wiosną będzie lepiej. Czytaj także: "Gra w reprezentacji to mój cel numer jeden" Postawiłaś też na treningi indywidualne. Jak to wygląda? Współpracuję z trenerem od przygotowania motorycznego. Poprawiamy moje słabsze punkty, są to treningi głównie skupione na sile, żeby też zapobiegać kontuzjom. Jestem z tej współpracy bardzo zadowolona. Pochodzisz z niewielkiej wioski Grzechyni, niedaleko słowackiej granicy. Jak zacząć tam grę w piłkę? Teraz bardzo się to rozwinęło. Dofinansowania z PZPN-u sprawiły, że powstało dużo szkółek w moich okolicach. Ja zaczynałam w miasteczku obok, w Makowie Podhalańskim, grając z chłopakami. Obecnie są już drużyny dziewcząt i mogą zaczynać bardzo wcześnie. Ja niestety takich możliwości nie miałam, bo treningi rozpoczęłam dopiero od 10. roku życia. Zaczęłam późno i patrząc z perspektywy czasu, trochę lat mi uciekło. I z racji początków w Makowie Twoim idolem był Tomasz Hajto? Moim idolem nie był Tomasz Hajto, ale faktycznie jest bardzo sławny cały czas. Miałam zresztą okazję go poznać, jest bardzo w porządku. Dzięki niemu też nasza okolica stała się bardzo znana, choć ja zawsze uwielbiałam Cristiano Ronaldo i do dziś nic się nie zmieniło. Ty też jesteś bardzo znana w Twoich okolicach? W lokalnych mediach można znaleźć sporo informacji o Twojej grze. Celebrtyką bym się nie nazwała, ale jestem osobą znaną w okolicy. Na wsi zresztą rzadko jest się anonimowym, jeśli coś się osiągnęło. Dużo lokalnych gazet stara się wspierać sportowców, tak że pojawiają się informacje o mnie i ludzie mnie rozpoznają. Jeśli chodzi o sławnych ludzi pochodzących z Grzechyni Wikipedia wspomina o księdzu Natanku i Tobie... Nie wiem, czy jest się czym chwalić (śmiech). Ksiądz Natanek pochodzi zresztą z tego samego osiedla co ja. Skąd ksywa "Halniak"? Na początku mówili do mnie "Halny", bo byłam bardzo szybko. Potem, z racji tego, że grałam w Halniaku Maków Podhalański, zaczęli mówić "Halniak". Teraz większość osób mówi do mnie "Halina". Czym zajmujesz się poza piłką nożną? Skończyłam studia budowlane i obecnie pracuje w firmie brytyjskiej, zajmuję się szalunkami, rysujemy i projektujemy konstrukcje. To zupełnie inna kultura pracy niż w Polsce, więc to coś dla mnie nowego i myślę, że po zakończeniu kariery będę miała co robić. Co zdecydowało, że wybrałaś taki kierunek? Zawsze myślałam, że pójdę na AWF i pokieruję swoją drogą zawodową w stronę trenerki albo czegoś związanego ze sportem, ale w w liceum, na profilu matematyka z j. angielskim, coś mnie tknęło i po jednej z rozmów z kolegą stwierdziłam, że może spróbuję budownictwa. I teraz nie żałuję. Już na początku wspomniałaś, że rywalizujecie z drużynami, w których piłkarki utrzymują się z gry w piłkę. W Krakowie jest to niemożliwe? Nie, obecnie nie. Dlatego wszystkie z nas albo się uczą, albo pracują. Jesteśmy amatorską drużyną, ale poziom, który prezentujemy, zupełnie na to nie wskazuje. Gdybyś dostała propozycję z klubu, który dałby Ci możliwość życia z futbolu, zdecydowałabyś się na transfer? Ciężkie pytanie, bo muszę patrzeć przez pryzmat przyszłości. Gramy w piłkę kobiecą, a nie męską i nawet jeśli uda nam się coś odłożyć, nie są to wielkie kwoty na całe życie. Tak że miałabym dużą zagwozdkę, choć gdybym dostała dobrą ofertę i szansę rozwoju, na pewno bym to rozważyła. A co z czasem wolnym? Nie mam go zbyt wiele dla siebie. Czasem uda się spotkać ze znajomymi, ale też godziny pracy na wiele nie pozwalają, bo jestem w biurze do 17.30, potem trening i ten dzień się bardzo skraca. Tak że jeśli już mam wolne, staram się je jakoś wykorzystać dla siebie. Twoja siostra gra w teatrze, Ciebie nie ciągnie do sztuki? Ona jest aktorką, ale ja tego talentu nie odziedziczyłam (śmiech). Jesteśmy dwoma przeciwieństwami, bo ona zawsze była humanistką, skończyła studia aktorskie, a ja byłam umysłem ścisłym i sportowcem, więc można powiedzieć, że się wymieniłyśmy! Wróćmy do początku naszej rozmowy. Na co stać AZS UJ na koniec tego sezonu? Na medal! Jesteśmy w stanie to zrobić, musimy tylko unikać potknięć i zacząć wykorzystywać sytuacje, które sobie stwarzamy. Nasza obrona funkcjonuje dobrze, ale czasem zdarzają nam się momenty w meczu z dobrymi okazjami, gdzie pudłujemy, a to nie powinno się zdarzać. Jeśli poprawimy finalizację, bo to nasza dysfunkcja, to będziemy na podium.