W ostatnich miesiącach rozmaitych kryzysów wizerunkowych w Polskim Związku Piłki Nożnej nie brakuje - na pokładzie samolotu z kadrą znalazł się Mirosław Stasiak, działacz skompromitowany w aferze korupcyjnej, z kolei prezes Cezary Kulesza niechlubnie "zasłynął" swoją wypowiedzią, gdy w radiowej rozmowie usprawiedliwiał przypadki alkoholu na stole podczas spotkań działaczy i sponsorów słowami o "siedzeniu bez niczego". Kolejną wpadką była groźba procesu sądowego, jaki PZPN miał wytoczyć dziennikarzowi Piotrowi Żelaznemu, zdaniem związku szkalującego dobre imię instytucji swoimi wpisami na X nawiązującymi do wspomnianych alkoholowych kontrowersji. W rozmowie z "Faktem" o obecną sytuację PZPN zapytany został Zbigniew Boniek. Były prezes związku odniósł się do działań swojego następcy, który miał oczekiwać, że poprzez swoją kadencję przykryje dokonania poprzednika. Nowy faworyt do zastąpienia Janusza Filipiaka. To niedawny współpracownik Kuleszy Boniek kandydować już nie mógł. Przepis nazywa absurdalnym Boniek ma już za sobą prezesurę w PZPN - wypełnił limit kadencji, w związku z czym nawet gdyby chciał wrócić na swoje stanowisko, to i tak nie mógłby już więcej na nie kandydować. Obecnie prezesura należy do Kuleszy. Jego poprzednik zaznacza, że nie śledzi na bieżąco informacji dotyczących kolejnych wyborów i nazwisk ewentualnych kontrkandydatów urzędującego prezesa - To nie jest temat, który mnie przesadnie interesuje. Ja skończyłem być prezesem 18 sierpnia 2021 r., Dłużej być nim już nie mogłem być, bo taki jest absurdalny przepis w Polsce. Zostawiłem klucze, posprzątałem swoje biuro i nie interesowałem się za bardzo kto wygra wybory: Marek Koźmiński, czy Czarek. Miałem oczywiście swojego faworyta - powiedział Boniek. Na stanowisku prezesa PZPN Zbigniew Boniek pozostawał od 2012 roku. Polak bohaterem głośnego transferu? Chcą go w topowym klubie