Jak powszechnie wiadomo, Krzysztof Stanowski odszedł z Kanału Sportowego, a swoje udziały w spółce sprzedał Maciejowi Wandzlowi. Dziennikarze rozeszli się w nieprzyjaznych stosunkach. 41-latek postanowił nagrać 71-minutowy filmik na kanał youtube'owy WeszłoTV, w którym opowiedział o kulisach rozstania z projektem, który światło dzienne ujrzał w 2020 roku. Jak przyznał, ta decyzja kiełkowała w nim około roku. Poinformował o niej Tomasza Smokowskiego, Mateusza Borka i Michała Pola 4 września. 14 września miał wysłać wspomnianej trójce list, w którym poinformował ich o powodach decyzji. Teraz postanowił udostępnić jego treść również internautom. "Zwątpiłem w sens dalszej wspólnej drogi przez życie (...) Od jakiegoś czasu coraz bardziej brakowało mi radości, a górę brała frustracja. (...) Sytuacja z bardzo ważnym głosowaniem, gdy okazało się, że mój głos nic nie waży, więc nie muszę być nawet informowany, była klockiem domina, który zburzył budowlę" - stwierdził. Wytłumaczył później, że mówił o rozmowach z najważniejszym partnerem biznesowym. Pozostali wspólnicy nie zaprosili go do nich, a temu sponsorowi mieli powiedzieć, że "zdanie Stanowskiego i tak się nie liczy", bo go przegłosują. Nigdy nie było tajemnicą, że każda decyzja w Kanale Sportowym podlega głosowaniu wśród czterech współtwórców. Stanowski przyznał w swoim piśmie, że nie jest zadowolony z modelu rozliczeń finansowych, który jest stały, niepowiązany z liczbą uzyskanych wyświetleń i nakładu pracy włożonego w dane odcinki. Krzysztof Stanowski kontra Mateusz Borek i Kanał Sportowy. "Nie czułem się traktowany sprawiedliwie" "Czasami mówiłem wam wprost, czasami sugerowałem, że nie podoba mi się model rozliczeń, który jest całkowicie oderwany od pracy i jej efektów. Ja osobiście lubię tworzyć, lubię robić, mam pomysły, a znalazłem się w momencie, w którym sam siebie hamowałem, bo nie czułem się traktowany sprawiedliwie. (...)" - napisał. Następnie w mocnych słowach zaznaczył, że atmosfera pomiędzy nim, a wspólnikami nigdy nie była bardzo dobra. Twórca "Weszło" miał zaproponować także Polowi, Borkowi i Smokowskiemu ugodowe rozejście dróg. W tym celu zaangażował już znanego prawnika. "Nie chciałem robić scen, awantur, stawiać żądań, kłócić się. Uznałem, że wyjście jest jedno: muszę się usunąć. (...) Mianowałem swoim pełnomocnikiem Bodka (Bogusława - red.) Leśnodorskiego. Chciałbym, byście wspólnie ustalili, w jaki sposób możemy dokonać rozwodu. (...) Przygotowałem bodajże cztery warianty, z których można wybierać do woli. Zależy mi na tym, aby nie generować złych emocji".