Adam Nawałka postawił na młodzież
Prawie 40 lat temu reprezentacja Polski, w której miałem przyjemność występować, przegrała w 1/8 mistrzostwa świata w Meksyku z Brazylią. Przegraliśmy sromotnie, bo aż 4:0, chociaż na początku spotkania mieliśmy dwie świetne okazje, by objąć prowadzenie. W miniony wydłużony weekend najciekawszym wydarzeniem dla kibiców piłkarskich był "mecz legend" Polska - Brazylia. Po grze w regulaminowym czasie był remis 2:2, ale okazaliśmy się skuteczniejsi w rzutach karnych (wygrana 4:2).

Ekipę Biało-Czerwonych prowadził Adam Nawałka, który jest jednym z medialnych kandydatów do schedy po Michale Probierzu. Teoretycznie triumf nad Canarinhos powinien być argumentem za tym, żeby poważnie rozważyć tę kandydaturę. Mam jednak wrażenie, że to towarzyskie spotkanie potraktował... trochę zbyt poważnie. Może poszedł za trendem wyznaczonym przez trenera PSG, Luisa Enrique, który postawił na młodzież i w finale LM pokonał Inter Mediolan? Bo wystawianie przeciwko brazylijskim weteranom, z Ronaldinho w składzie piłkarzy, którzy wciąż grają profesjonalnie wydaje się być dość kontrowersyjnym ruchem.
Niektórzy, jak Kamil Grosicki, Kamil Glik czy Artur Jędrzejczyk cały czas profesjonalnie grają w klubach, nawet na najwyższym krajowym poziomie. Miło było patrzeć na Jakuba Błaszczykowskiego czy Łukasza Piszczka, Tomasza Frankowskiego czy Macieja Żurawskiego, ale podciąganie pod szyld "legendy" takich nazwisk, jak grający wciąż, tyle że w niższych ligach, Tomasz Jodłowiec (Sparta Kazimierza Wielka) czy Maciej Makuszewski (Wigry Suwałki), to trochę przesada. Ktoś z młodszego pokolenia powiedziałby, że Adam Nawałka strasznie się napiął na to spotkanie. Niestety, trochę rozwodnił jego ideę. Nie mówię, że powinni wystąpić uczestnicy Mistrzostw Świata 1986, ale wystawianie zawodników urodzonych po tym mundialu, to niezbyt zgodne z duchem fair play.
Wracając do kwestii wyboru selekcjonera - czy Adam powinien być jednym z kandydatów, których prezes PZPN Cezary Kulesza powinien rozważyć? Żartem odpowiedziałbym, że zbyt przywiązany jest do starych nazwisk (Krzysztof Mączyński). A poważnie - siedmioletni rozbrat z zawodem trenera jest chyba główną przeszkodą. Nie jestem w stanie zrozumieć, dlaczego po epizodzie w Lechu Poznań były selekcjoner i twórca najlepszej drużyny narodowej w XXI wieku nie podjął żadnej innej pracy trenerskiej. Liczenie na to, że kiedyś dostanie kolejną szansę w roli selekcjonera kadry za zasługi sprzed 9 lat może okazać się złudzeniem.
Tymczasem prezes PZPN medialnie rozgrywa temat: "chcę zatrudnić na stanowisku selekcjonera Macieja Skorżę". Nie wiem czemu ma służyć opowiadanie tak otwarcie o tych zamiarach, podając przy tym kwotę potrzebną do wykupienia wspomnianego trenera z japońskiej drużyny Urawa Red Diamonds (1,5 mln euro), ale obawiam się, że będzie tak, jak w opowiadanych przez kibiców żartach: "szanse wynoszą 50 procent, czyli Kulesza chce, Skorża - nie." O ile go znam, to wydaje mi się, że były trener Lecha nie jest pod wrażeniem tej medialnej szczerości prezesa PZPN. Zazwyczaj jest on ostatnim, by iść do mediów z tego typu niedogadanymi kwestiami. Ba! Jest on ostatnim, by rozmawiać z dziennikarzami o czymkolwiek.
Tymczasem Cezary Kulesza niczym się nie kryguje. Dla mnie to oznaka, że nic z tego nie będzie. A przy okazji prezes PZPN "strzela sobie w kolano", bo gdy dojdzie do negocjacji z kimś innym, to wtedy na pewno w rozmowach pojawią się podawane kwoty i deklaracje: "na razie związek stać na taki wydatek". Łatwo się domyślić, że jeśli kwota wykupienia kontraktu Skorży z Japonii wynosi 1,5 mln euro, to drugie tyle trzeba byłoby zapłacić jemu z tytułu kontraktu. Jak w takiej sytuacji zaoferować komuś innemu mniej? A już nawet połowa tej kwoty byłaby imponująca, jak na nasze warunki. Ewidentnie ktoś tu lubi szastać nie swoimi pieniędzmi...

