"Nie znam żadnego niemieckiego klubu, który zapłaciłby 5 milionów euro za Polaka - nawet za tak zdolnego zawodnika młodego pokolenia, jak Robert Lewandowski z Lecha Poznań. Dortmund przymierzał mojego rodaka, ale po niego nie sięgnął. Niemieckie kluby o wiele chętniej wydają więcej pieniędzy, ale na piłkarzy z Holandii". "Wichniar" ma wiele racji. Sam zaznacza: "Nawet mi w Niemczech brakuje lobby". A przecież piłkarza prowadzi Andrzej Grajewski, który doskonale zna wielu znaczących ludzi niemieckiej piłki, a także środowisko mediów. Mam wrażenie, że Artur trafia w sedno, jeśli chodzi o postrzeganie polskich piłkarzy w Bundeslidze, ale zapomina, iż Holandia w pięcioletnim klubowym rankingu UEFA jest na 8. miejscu, a Polska dopiero na 25. miejscu. Holandia dużo więcej znaczy w świecie niż Polska także jeśli chodzi o reprezentację ("Oranje" w rankingu FIFA są na 3. miejscu, podczas gdy biało-czerwoni na 41. miejscu). Niemcy rzeczywiście tego lata sprowadzili kilku znaczących piłkarzy z Holandii. Dla przykładu HSV sięgnął aż po dwóch - skrzydłowego Eljero Elię z Twente Enschede (8,5 miliona euro) oraz młodego napastnika, Szweda Marcusa Berga z Groningen (8 milionów). Tyle, że taki HSV niedawno sprowadził Rafaela van der Vaarta i Nigela de Jonga, których sprzedał za wielkie pieniądze do - odpowiednio - Realu Madryt i Manchesteru City. Van der Vaart przyszedł za 5 milionów, a odszedł za 15 milionów (taką miał klauzulę), a De Jong przyszedł za 1,5 miliona, a odszedł aż za 18 milionów! Joris Mathijsen kosztował HSV 6 milionów euro, ale dziś z pewnością jest wart dwa, a może nawet trzy razy więcej, gdyby jakiś klub z Anglii na gwałt szukał środkowego obrońcy. Ok, Romeo Castellen - kosztujący 2,5 miliona - to na razie słabo zainwestowane środki, ale w transferach nigdy nie ma stu procent udanych transakcji. Jaki jest wymiar polskiej piłki, przekonaliśmy się w poprzedni czwartek na Konwiktorskiej. Polonia Warszawa - 3. w tabeli Ekstraklasy (dość szumna nazwa...), uległa 8. zespołowi Eredivisie NAC Breda (choć warto nadmienić, że Breda w barażach o miejsce w eliminacjach Ligi Europejskiej uporała się z Feyenoordem i Groningen). Trener "Czarnych Koszul" Jacek Grembocki przekonuje co prawda, że wynik 0:1 nie jest zły, ale trudno mi w to uwierzyć w kontekście rewanżu. Breda w Warszawie mogła wygrać dużo wyżej, a przecież gwiazdy tego zespołu Anthony Lurling, czy Fin Jonas Kolkka są dobrze po trzydziestce... Jeszcze jakieś fakty? Rzecz jasna Wichniarek zabrał głos na temat Holendra Leo Beenhakkera. Powiedział: "Beenhakker był arogancki w stosunku do mojej osoby - i to arogancki do potęgi. Jeśli wracasz do kadry, a trener który sięgnął po ciebie po raz pierwszy, nie ma dwóch minut, aby zamienić kilka słów, to odbierasz to jako brak poważania". No cóż - tacy są Holendrzy. Louis van Gaal na swojej pierwszej konferencji w Bayernie Monachium oświadczył: "Jestem pełen inwencji i stanowczości, zarazem ciepły i rodzinny, ale także arogancki". Jedno nie ulega wątpliwości - w piłkę potrafią grać, piłkarzy kształtują świetnych, a i trenerów mają niczego sobie... PS. Jeszcze jedno - Andrzej Zamilski publicznie poskarżył się na Leo Beenhakkera (że nie konsultuje z nim powołania Krychowiaka, nie mówiąc o nominacjach innych piłkarzy). Beenhakker wcale nie musi się wykazywać arogancją, aby na dniach ze swojego sztabu pozbyć się Zamilskiego. Będzie to objaw normalności - za brak lojalności...