Nie było bardziej romantycznej historii w rozgrywkach I ligi, dziś Ekstraklasy. Mistrzostwo, które zostało zdobyte wbrew logice. To nie miało prawa się wydarzyć, a jednak się wydarzyło i wciąż zdumiewa, zachwyca, skłania do refleksji. Polonia grała "systemem Marcina" "Polonia zdobyła mistrzostwo Polski. Zdobyła je w chwili, kiedy wydawało się to najmniej prawdopodobne. Bo czy jest rzeczą zrozumiałą, że właśnie klub Warszawy, miasta, które prowadzi znojny i twardy żywot w najtrudniejszych warunkach wysuwa się na czoło polskiego piłkarstwa, dystansując ośrodki mające znacznie korzystniejsze możliwości?" - pisał po zdobyciu tytułu przez Polonię w 1946 roku "Przegląd Sportowy". "Inne kluby miały boisko - Polonia tułała się bezdomna; inne kluby trenowali trenerzy zagraniczni - Polonia trenowała "systemem Marcina": starsi zawodnicy trenowali młodszych; inne kluby spotykały się z poparciem - Polonia z szykanami. A przecież zwyciężyła" - komentował ten wyczyn znany dziennikarz Stanisław Mielech. - W mieście były same ruiny. Ja byłem młodym chłopakiem, miałem 11 lat, to moje dzieciństwo, nie wspominam tego tak źle, ale było wtedy bardzo ciężko żyć. Straciłem w Powstaniu Warszawskim matkę i siostrę. I takich jak ja było wielu. Byliśmy sponiewierani przez wojnę, przez Niemców, a tuż po wojnie przez Sowietów i ubeków. Piłka nożna i Polonia dawała nam wielką radość. Bo Warszawa to wtedy była Polonia - wspomina dla Interii 86-letni Jerzy Piekarzewski, wieloletni działacz klubu z Konwiktorskiej. Decydujący mecz na stadionie Legii, obiekt Polonii był zniszczony podczas wojny W drodze do tytułu Polonia pokonała dwukrotnie Legię w rozgrywkach Warszawskiego Okręgowego Związku Piłki Nożnej. W rozgrywkach centralnych sensacyjnie ograła w ćwierćfinale na wyjeździe Wisłę Kraków, uważaną wówczas za najsilniejszą drużynę w kraju. Finał rozgrywany był w grupie systemem "każdy z każdym". Dla Polonii decydujące okazało się spotkanie z AKS Chorzów. Odbył się na Stadionie Wojska Polskiego, stadionie Legii. Obiekt Polonii był zrujnowany przez działania wojenne. Murawa została zryta gąsienicami czołgów. W trakcie Powstania Warszawskiego toczyły się tam regularne walki. Podczas jednej z potyczek na murawie stadionu zginęło kilkunastu powstańców, legenda mówi, że 11-tu jak piłkarska jedenastka. Na Polonię przychodziły tłumy, na Legię - garstka Mimo "wyjazdowego" spotkania Polonia na Legii mogła czuć się jak u siebie. Mecz obejrzało - według różnych szacunków - od 20 do 25 tysięcy osób. Mrowie ludzi. Niektórzy ciężko doświadczeni przez wojnę. - Nigdy nie widziałem wtedy na stadionie tylu ludzi bez kończyn, ofiar wojny - wspominał Juliusz Kulesza, powstaniec warszawski, później znany grafik, autor książek o Powstaniu Warszawskim, kibic Polonii. - Na pierwsze spotkania Polonii przychodziło po 20 tys. widzów, na Legię garstka, może tysiąc. Z czego to wynikało? Z popularności. Inaczej trudno to wytłumaczyć. Na meczu z AKS-em Chorzów decydującym o tytule w 1946 roku stadion był nabity, a drugie tyle ludzi stało za bramami i nasłuchiwało, co się dzieje, bo przecież żadnej transmisji nie przeprowadzano - wspominał Zdzisław Sosnkowski, rezerwowy bramkarz Polonii w decydującym o tytule spotkaniu (wszedł w 60. minucie), a później piłkarz Legii. Polonia pokonała AKS Chorzów 3:2. Po końcowym gwizdku tysiące widzów wbiegło na murawę. Świętowano. "Takiej przyjemności nikt jeszcze Warszawie nie zrobił" - komentował tytuł dla "Czarnych Koszul" "Express Wieczorny". "Na odcinku odbudowy stolicy Polonia pierwsza wykonała swoje zadanie" - pisał wspomniany Mielech. Pół drużyny z jednej warszawskiej ulicy Jak to możliwe, że Warszawa mogła mieć po wojnie tak silną drużynę piłkarską, która ograła inne polskie zespoły? - Sam, choć minęło tyle lat, nie mogę tego zrozumieć. Nasza siła tkwiła w tym, że byliśmy złączeni biedą i trudnościami. Tworzyliśmy jedną wielką rodzinę, w której każdy mógł liczyć na pomoc kolegi, na boisku i poza nim. Trenowaliśmy nieregularnie, mieliśmy mało piłek, ale techniki zdobytej przed wojną i w czasie okupacji nikt z nas nie zapomniał. I walczyliśmy. Na przekór wszystkim przeciwnościom - mówił piłkarz Polonii z mistrzowskiego składu, Jerzy Szularz, z którym wielokrotnie rozmawiałem w latach 90. "Mieliśmy paczkę świetnie zgranych ludzi, do tego dobrze się rozumiejących, kolegów. Zdobyliśmy doświadczenie w rozgrywkach okupacyjnych, które stały na bardzo dobrym poziomie. Mieliśmy wtedy wsparcie finansowe, duże na tamte czasy" - mówił w rozmowie ze mną Zdzisław Sosnkowski. Wsparcie pochodziło do drobnych przedsiębiorców, którzy kochali klub. Najbardziej pomagał w tym czasie Polonii Ludwik Marmor, Żyd, któremu udało się przeżyć wojnę, a opuścił niedługo po tytule dla swojego ulubionego zespołu stolicy. Kluczem do tytułu była też paczka doskonale rozumiejących się piłkarz. Niektórzy z nich mieszkali na jednej ulicy - Górczewskiej na warszawskiej Woli: Władysław Szczepniak Jerzy i Wojciech Szularzowie, Henryk Przepiórka, Tadeusz Świciarz. Nagroda za mistrzostwo: sygnety, bankiet, szafki dla kapitana Nagrodą za zdobycie mistrzostwa Polski był dla piłkarzy sygnet od najbardziej znanego warszawskiego złotnika i bankiet w restauracji "Pod Bukietem" przy ulicy Marszałkowskiej. Najsłynniejszy ówczesny piłkarz Polonii, wieloletni kapitan reprezentacji Polski Władysław Szczepianiak poprosił o szafę, bo urodziły się mu trojaczki. Kibice się zrzucili i kupili mu trzy małe szafki i sygnet. W ponurych latach powojennych Polonia wywalczyła jeszcze Puchar Polski i na 41 lat spadła z ligi. Kolejny tytuł wywalczyła w 2000 roku, również na stadionie Legii, pokonując ją 3:0. - Dużo bardziej wartościowy jest ten tytuł z 1946 roku. Polonia była wtedy na każdym kroku tłamszona przez władze. Zwyciężyła dzięki sile i wsparciu kibiców i świetnej wtedy drużynie - powiedział Jerzy Piekarzewski. Olgierd Kwiatkowski