Ryoya Morishita w reprezentacji Japonii zadebiutował w czerwcu 2023 roku przy okazji towarzyskiego meczu z Salwadorem. Występujący wówczas w rodzimym Nagoya Grampus zagrał cały mecz, a jego kadra rozgromiła niżej notowanego rywala aż 6:0. Drugi występ przypadł w ciekawych okolicznościach, jeżeli weźmiemy pod uwagę perspektywę polskiego kibica. W przededniu wygranego 5:0 noworocznego sparingu z Tajlandią było już wiadomo, że Morishita znajduje się o krok od przejścia do Legii Warszawa. Stołeczny klub jeszcze przed świętami ogłosił testy medyczne zawodnika, a 9 stycznia 2024 roku oficjalnie sfinalizowano transfer dwukrotnego już reprezentanta Japonii. Powrót po półtora roku Konkurencja do gry w reprezentacji Japonii jest bardzo silna, stąd też nikogo nie dziwiło, że coraz lepiej radzący sobie w barwach Legii Morishita nie znajdował się w orbicie zainteresowań selekcjonera. Szansą dla 26-latka okazał się awans Japonii na mistrzostwa świata, który został przypieczętowany już w marcu. Na pozostałe mecze eliminacji powołano kilku mniej znanych zawodników, wśród których znalazł się właśnie Morishita. Rozegrany kilka dni wcześniej wyjazdowy mecz z Australią zawodnik Legii obserwował z perspektywy ławki rezerwowych. Kończący eliminacje domowy mecz z Indonezją przyniósł inne rozwiązanie. Morishita znalazł się w wyjściowym składzie i zagrał na prawym wahadle. Dublet Daichiego Kamady oraz jedno trafienie Takefusy Kubo sprawiły, że gospodarze już do przerwy prowadzili trzema bramkami i mogli być spokojni o ostateczne rozstrzygnięcie. Wielki moment Morishity nastąpił w 55. minucie. Znajdujący się z lewej strony pola karnego Shuto Machino dostrzegł niekrytego po przeciwległej stronie "szesnastki" zawodnika Legii. Dobrze ustawiony 26-latek otrzymał od rywali bardzo dużo miejsca, dzięki czemu finalnie mógł złożyć się i oddać precyzyjny strzał, z którym bramkarz rywali nie miał żadnych szans. Spotkanie ostatecznie zakończyło się zwycięstwem Japonii 6:0. Trzy minuty po trafieniu Morishity swojego gola strzelił również asystujący chwilę wcześniej Machino. Rywali w 80. minucie dobił Mao Hosoya, który 11 minut wcześniej zastąpił na placu gry zawodnika Legii. Co ciekawe, pogrom w Japonii nie odbiera Indonezji marzeń awansu na mistrzostwa świata. Reprezentacja ta zakończy zmagania w grupie na czwartym miejscu, co da im prawo gry w barażach o pozostałe przepustki na mundial. Potyczkę z Japonią z perspektywy ławki rezerwowych oglądał były zawodnik Lechii Gdańsk Egy Maulana Vikri.