W 1972 r. polska piłka dobiegała do pięćdziesiątki. Pierwszy mecz w historii rozegraliśmy z Węgrami i przez lata bracia Madziarzy byli dla nas surowymi nauczycielami piłki nożnej. Oni się jeszcze tej opowieści pojawią - w samym jej finale. Piłkarski turniej igrzysk olimpijskich był imprezą przeznaczoną dla amatorów. Takimi teoretycznie byli sportowcy z krajów tzw. Bloku Wschodniego. Nie wiem czy ktokolwiek na świecie wierzył, że piłkarze Górnika Zabrze fedrują, a po godzinach rzucają rękawicę AS Romie pod wodzą Helenio Herrery, albo ci z Legii Warszawa salutują przez osiem godzin na poligonie, a potem dochodzą do półfinału Pucharu Europy. Odwrotnie niż dziś, na przełomie lat 60. i 70. XX wieku silne były nasze kluby, a słabsza reprezentacja. Potrzeba było jakiegoś spoiwa, by piłkarze świetni na arenie klubowej doszlusowali do takiego poziomu na poziomie reprezentacji. Takim kimś okazał się selekcjoner Kazimierz Górski, który objął kadrę w grudniu 1970 r. Nic początkowo nie wskazywało, że sympatyczny lwowski szkoleniowiec zostanie "trenerem tysiąclecia". W pierwszej poważnej próbie drużyna Górskiego na warszawskim Stadionie X-lecia 10 października 1971 r. przegrała z RFN (wtedy pisało się NRF - pierwszy mecz o punkty z tym rywalem od zakończenia II wojny światowej) 1-3, po błędach debiutanta Jana Tomaszewskiego. Sam "Tomek" nazwałby je "wielbłądami" - wtedy stał się jednym z najpopularniejszych rodaków - pół Polski chciało go powiesić, drugie pół wysłać na banicję. Krytyka zasłużona, acz Niemcy Zachodni byli wtedy najlepsi na kontynencie. Do PZPN-u ktoś wysłał list adresowany na Górskiego: "Ty lebiego, w ząbek czesany, zajmij się lepiej trampkarzami". Tak hartowała się stal. W miłującym pokój obozie socjalistycznym najważniejsze były igrzyska olimpijskie. W eliminacjach do turnieju w Monachium Polacy przegrali w Starej Zagorze z Bułgarią 1-3, a rumuńskim arbitrem, który wyrzucił z boiska prawdziwego dżentelmena Włodzimierza Lubańskiego, jeszcze długo straszono niegrzeczne polskie dzieci. "Zjedz obiad, bo przyjdzie Rumun Padureanu". Było trochę szczęścia, bo hiszpańscy amatorzy postawili się w Burgos Bułgarom, zremisowali 3-3 i to Polacy pojechali na igrzyska, nie Christo Bonew i jego koledzy. Dwa pierwsze mecze były formalnością - amatorska reprezentacja Kolumbii i Ghana jako pierwszy rywal z "czarnej" Afryki w historii zostały odprawione różnicą czterech goli. Potem przyszła najpoważniejsza próba w grupie - 1 września zagraliśmy z Niemcami, na szczęście z tym ze wschodu, którzy podczas wojny strzelali w powietrze. Polakom przeważnie nie leżeli NRD-owcy, wtedy wymęczyliśmy wygraną 2-1. Po ostatnim gwizdku szkoleniowiec rywali Georg Buschner zapytał Górskiego "Co wyście dzisiaj grali?", lwowiak spokojnie odparł: "Ofensywną defensywę". Obie bramki dla Polski zdobył mierzący 192 cm, obrońca Jerzy Gorgoń, który na stare lata zatrudnił się jako ochroniarz w szwajcarskim supermarkecie. Polacy na pierwszym miejscu wyszli z grupy, gdy dopadł ich słynny turniejowy tzw. syndrom czwartego meczu. Dał się również we znaki na dwa lata późniejszym mundialu, wtedy "Biało-Czerwoni" zagrali słabiej, ale wycisnęli wygraną 1-0 ze Szwecją. Na igrzyskach olimpijskich tak dobrze nie było, szczęśliwy remis 1-1 z duńskimi amatorami postawił drużynę Górskiego przed arcytrudnym zadaniem - trzeba było pokonać potężną drużynę radziecką, by myśleć o grze o złoto. To był najbardziej ikoniczny mecz tego turnieju, wszedł do kanonu polskiej piłki nożnej. Najpierw nie było w ogóle wiadomo, czy do niego dojdzie - 5 września o poranku palestyńscy terroryści wzięli jako zakładników sportowców z Izraela - zginęło 17 osób. Trudno w takiej sytuacji myśleć o sporcie. Piłkarze mimo to wyszli na murawę i stoczyli pełen dramaturgii, niesamowity bój. "Sborna" długo prowadziła po strzale Olega Błochina. Do końcowego gwizdka pozostawało 20 minut, gdy Górski zamiast bocznego obrońcy Zbigniewa Guta zdecydował się rzucić do boju napastnika rodem z Sosnowca, Andrzeja Jarosika. Zawodnik Zagłębia...odmówił wejścia na boisko - "Teraz, to ja nie gram!". Selekcjoner siarczyście go sklął, nie miał czego u niego szukać. Zamiast niego na boisko posłany został filigranowy Zygfryd Szołtysik, który akurat siedział obok i... został bohaterem spotkania. To się właśnie nazywa "trenerski nos". Najpierw w 79. minucie w polu karnym został faulowany Włodzimierz Lubański. Miał być egzekutorem, ale zgodnie z zasadą, że "faulowany nie powinien strzelać", zrezygnował. Następny w kolejce był Robert Gadocha, jednak spudłował z 11 metrów we wcześniejszym meczu z NRD. Oczy wszystkich piłkarzy zatrzymały się wtedy na Kazimierzu Deynie. On nigdy nie ulegał presji, Lubański szepnął mu do ucha: "Kaziu, musisz". Deyna przyznawał później, że potężny bramkarz Jewgienij Rudakow, wydawał się mu nienaturalnie wielki, a bramka malutka, ale uderzył mocno i celnie, tuż przy słupku, nie do obrony, mimo że bramkarz ruszył w tym samym kierunku. - Takiej ulgi nie czułem nigdy w życiu - mówił po fakcie Deyna. Cztery minuty później Lubański asystował Szołtysikowi i zabrzański duet dał nam bezcenną wygraną 2-1. Ostatni mecz w drugiej fazie grupowej z Marokiem był formalnością - wynik 5-0 mówi za siebie. Wreszcie finał, finał Igrzysk Olimpijskich - gra o złoto! Pierwotnie miał być rozgrywany 9 września, ale z powodu tragicznych wydarzeń w wiosce olimpijskiej został przesunięty o jeden dzień - na 10 września. 10 września 1972 r. Polska zdobyła złoty medal igrzysk olimpijskich w piłce nożnej Rywalem Madziarzy, z którymi graliśmy po wojnie 11 razy - ponosząc 10 porażek i ledwo raz remisując! Do przerwy przegrywaliśmy 0-1, po błędzie Kazimierza Deyny w 42. minucie bramkę zdobył Bela Varady. W szatni nastroje minorowe, sytuację starał się rozładować Robert Gadocha - "Nie martwcie się chłopcy, 2-1 dla nas murowane!". Prorok! Dwa gole Deyny, który został królem strzelców igrzysk z dziewięcioma trafieniami! "Koniec, proszę państwa! Koniec meczu! Proszę państwa, no mój Boże, no co ja mam państwu powiedzieć, no? Dwadzieścia lat czekałem na taki moment. Ponad 50 lat czekało polskie piłkarstwo! Sport najbardziej lubiany przez wszystkich nas w kraju. Polska reprezentacja piłkarska kończy wspaniałą serię" - entuzjastycznie krzyczał Jan Ciszewski, kochany również za językowe lapsusy, bo przecież polski futbol nie miał wtedy jeszcze 50 lat. Wszyscy piłkarze zostali udekorowani i sowicie wynagrodzeni przez władze państwowe i partyjne, poza jednym - Andrzejem Jarosikiem. 10 lat później, 10 września został przez PZPN ogłoszony "dniem piłkarza". Zarząd główny RSW "Prasa-Książka-Ruch" po konsultacji z Wydziałem Prasy KC PZPR podjął decyzję o przekształceniu skierowanego głównie do trenerów miesięcznika "Piłka Nożna" w tygodnik dla zwykłych kibiców. To był początek tłustych czasów polskiej piłki nożnej. Za dwa lata zajęliśmy trzecie miejsce na Weltmeisterschafcie i zdobyliśmy srebro na igrzyskach w 1976 r. w Montrealu - porażka w finale 1-3 z NRD zakończyła selekcjonerską kadencję Kazimierza Górskiego. Od tej pory zdobywaliśmy złote medale w turniejach juniorskich, ale w seniorskich już nie i nie zapowiada się, żeby to miało się zmienić. Droga po złoto igrzysk olimpijskich Monachium 1972 28.08.1972 r., Ingolstadt, Polska - Kolumbia 5-1 (3-0) - amatorzy - Deyna 16’, 31’, Gadocha 42’, 48’ 72’ 30.08.1972 r., Ratyzbona, Polska - Ghana 4-0 (1-0) - Lubański 42’, Gadocha 59’, Deyna 87’, Gadocha 89’ 01.09.1972 r., Norymberga, Polska - NRD 2-1 (1-1) - Gorgoń 6’, 64’ 03.09.1972 r., Ratyzbona, Polska - Dania 1-1 (1-1) - Deyna 36’ 05.09.1972 r., Augsburg, Polska - ZSRR 2-1 (0-1) - Deyna 79, Szołtysik 83’ 08.09.1972 r., Norymberga, Polska - Maroko 5-0 (3-0) - Kmiecik 2’, Lubański 10, Deyna 45’ i 64’, Gadocha 53’ 10.09.1972 r., Monachium, Polska - Węgry 2-1 (0-1) - Deyna 47’, 68’. Kadra reprezentacji Polski na igrzyska w Monachium: Zygmunt Anczok, Jerzy Gorgoń, Hubert Kostka, Włodzimierz Lubański, Zygfryd Szołtysik (Górnik Zabrze), Lesław Ćmikiewicz, Kazimierz Deyna, Robert Gadocha (Legia Warszawa), Joachim Marx, Zygmunt Maszczyk, Marian Ostafiński (Ruch Chorzów), Kazimierz Kmiecik, Antoni Szymanowski (Wisła Kraków), Jerzy Kraska, Ryszard Szymczak (Gwardia Warszawa) Zbigniew Gut (Odra Opole), Andrzej Jarosik (Zagłębie Sosnowiec), Grzegorz Lato (Stal Mielec), Marian Szeja (Zagłębie Wałbrzych). Maciej Słomiński, Interia