George Weah przyszedł na świat 1 października 1966 roku w Monrowii, stolicy Liberii, jako jedno z 13 dzieci Williama i Anny i swojej szansy na to, by wyrwać się z Clara Town - dzielnicy slumsów, w której się wychowywał, poszukał w futbolu. Wielu jego rówieśnikom podobna sztuka się nie udawała, ale Weah dzięki naturalnemu talentowi i swoistej determinacji zdołał dotrzeć na szczyty rodzimej piłki. Łącznie zdobył dwa mistrzostwa i jeden puchar kraju, po czym doszło do jego pierwszych transferów za granicę - do Africa Sports National w pobliskim Wybrzeżu Kości Słoniowej oraz TKC Yaounde w Kamerunie. To zaś było już swoistym "oknem wystawowym" do świata wielkiego futbolu. Latem 1988 roku Weah trafił do AS Monaco, gdzie spędził łącznie cztery lata i w międzyczasie zatriumfował w Pucharze Francji. Później podpisał umowę z Paris Saint-Germain, które w latach 90. odnotowało falę sukcesów i dołożył do osobistej gabloty dwa następne egzemplarze Coupe de France, jeden Puchar Ligi i mistrzostwo. O szczycie kariery w jego przypadku można mówić w momencie, gdy zamieniał PSG na AC Milan (z którym notabene wywalczył dwukrotnie scudetto) - w 1995 roku sięgnął bowiem po Złotą Piłkę, najważniejszą indywidualną nagrodę piłkarską, wyprzedzając m.in. Jurgena Klinsmanna (wówczas Bayern Monachium) oraz Jariego Litmanena (wtedy Ajax Amsterdam). Karierę piłkarską zakończył w 2003 roku, zbierając po drodze jeszcze doświadczenie w Chelsea, Manchesterze City czy Olympique Marsylia. Gdy jednak skończył się ten etap życia Weaha, zaczął się kolejny - polityczny. Wielka chwila reprezentanta Polski. Pięć goli i pogrom w finałowym starciu Pucharu Mistrzów Z wielkiej piłki do wielkiej polityki. George Weah wymarzył sobie fotel prezydencki w ojczyźnie W 2005 roku w Liberii odbyły się wybory parlamentarne i prezydenckie o szczególnym charakterze - była to elekcja mająca stanowić nowe otwarcie dla kraju po zakończonym okresie dwóch wojen domowych (1989-1997 i 1999-2003). George Weah, prawdopodobnie najbardziej rozpoznawalny Liberyjczyk świata, który już wcześniej miał skłonności do działalności społecznej (został m.in. ambasadorem dobrej woli ONZ) postanowił spróbować swych sił. Jako początkujący polityk sformował on Kongres na Rzecz Demokratycznych Zmian, partię, która... odniosła z marszu sukces wygrywając wybory w Izbie Reprezentantów. Gorzej poszło jej już w Senacie, natomiast sam były piłkarz musiał przełknąć gorycz porażki w zmaganiach o prezydenturę. Weah co ciekawe wygrał wówczas pierwszą turę z wynikiem 28,3 proc. i do starcia w drugiej rundzie stanął z Ellen Johnson-Sirleaf, zdecydowanie bardziej doświadczoną osobą na rynku politycznym (i notabene późniejszą laureatką Pokojowej Nagrody Nobla). W drugiej turze Johnson-Sirleaf z poziomu 19,8 proc. wskoczyła na pułap 59,4 proc. - jej triumf nad kontrkandydatem był więc więcej niż wyraźny. Prawdziwa dominacja z jej strony nastąpiła jednak parę lat później, w roku 2011. Wówczas w wyborach jej głównym kontrkandydatem był Winston Tubman (czwarty wynik w 2005 roku), a jako potencjalny wiceprezydent startował u jego boku... Weah. 32,68 proc. w pierwszej turze i ponad 11 proc. straty do Johnson-Sirleaf nie zapowiadało sukcesu, ale pierwsza w dziejach Afryki demokratycznie wybrana na urząd prezydenta kobieta zatriumfowała potem w zasadzie przez nokaut. 90,71 proc. w drugiej turze mówiło wszystko. Dla George'a Weaha moment pewnej satysfakcji nastąpił dopiero w 2014 roku - wówczas to zdobył mandat senatorski w hrabstwie Montserrado, zdobywając 78 proc. głosów i pokonując zdecydowanie m.in. Roberta Sirleafa, syna prezydentki. Reszta konkurencji nie miała tu znaczenia - tylko trzech innych kandydatów przebiło barierę 1 proc., a żaden nie zyskał więcej niż 3,5 proc. Zwrot akcji ws. katalońskiego bramkarza. "Cel" Barcelony przerwał milczenie. Jaśniej się nie dało Największy triumf i bolesna porażka o włos. Weah przegrał minimalną różnicą głosów Dawny futbolista nie odłożył jednak całkowicie swej największej ambicji. W 2017 roku znów starał się o urząd prezydencki, tym razem mając za głównego przeciwnika Josepha Boakaia, człowieka ustępującej Johnson-Sirleaf, wiceprezydenta u jej boku i jednej z głównych twarzy Partii Jedności. W pierwszej turze Weah zdobył 38,37 proc. głosów, a Boakai 28,76 i jak się potem okazało dowiózł zwycięstwo do końca - druga odsłona elekcji to wygrana 61,54 - 38,46. Po 12 latach starań była gwiazda m.in. Milanu objęła najwyższy urząd w Liberii. Jak się potem okazało, 58-letniemu obecnie politykowi nie dane było - przynajmniej na razie - wywalczyć sobie drugiej kadencji. W wyborach 2023 znów liczyło się praktycznie tylko dwóch kandydatów i to Boakai miał tym razem powód do satysfakcji. Przedstawiciel partii jedności przegrał z Weahem w pierwszej turze minimalnie - 43,44 do 43,83, natomiast w drugiej było już 50,64 do 49,36 dla niego. Rywalizacja odbyła się "na żyletki" - czyli zgodnie ze sformułowaniem, które ostatnio stało się niezwykle popularne również i w Polsce.