17 goli w meczu spadkowicza z Ekstraklasy. To była deklasacja
Od mocnego uderzenia przygotowania do nowego sezonu rozpoczęli zawodnicy Śląska Wrocław. Spadkowicz z PKO BP Ekstraklasy wygrał aż 17:0 w meczu towarzyskim z Baryczą Milicz. Spotkanie odbyło się w ramach obchodów jubileuszu 80-lecia klubu występującego w Klasie A. W pierwszym sprawdzianie z dobrej strony pokazali się nowi zawodnicy wrocławskiego klubu.

Ostatnie dwa lata były szalone dla sympatyków Śląska Wrocław. Najpierw ich zespół był o włos od zdobycia mistrzostwa Polski. Druga pozycja na koniec sezonu oraz start w europejskich pucharach dawał wiarę w to, że "Wojskowi" na dłużej wskoczą do ścisłej krajowej czołówki.
Wicemistrzostwo, a potem katastrofa
Sezon 2024/25 okazał się jednak brutalny. Zaczęło się od stosunkowo krótkiej przygody w europejskich pucharach. Ze sporymi problemami, ale ostatecznie Śląsk zdołał w drugiej rundzie eliminacji Ligi Konferencji wyeliminować łotewski Riga FC. Trzecia runda zmagań zaczęła się od porażki 0:2 ze szwajcarskim Sankt Gallen. Mało kto spodziewał się, że we Wrocławiu miejscowi zdołają nawiązać walkę o awans. Niespodziewanie jednak Śląsk do przerwy prowadził 3:1, strzelając wszystkie gole w przeciągu zaledwie kilku minut. Mecz zakończył się skandalem - wicemistrz Polski kończył zmagania w ósemkę, a decyzje sędziującego to spotkanie Duje Strukana wzbudziły ogromne kontrowersje. Bramka strzelona z rzutu karnego w doliczonym czasie gry ostatecznie zakończyła przygodę Śląska w Europie.
W lidze sytuacja wrocławian była jednak tragiczna. Nie pomogły roszady na ławce trenerskiej. Jacka Magierę w połowie listopada zastąpił duet pracujący dotychczas w rezerwach - Michał Hetel i Marcin Dymkowski. Od nowego roku zespół przejął Słoweniec Ante Simundza. To też nie pomogło. Pomimo tego, że w nowym roku Śląsk spisywał się trochę lepiej, to do utrzymania finalnie zabrakło sześciu punktów. Dwukrotny mistrz Polski opuścił Ekstraklasę po 17 latach nieprzerwanej gry w najwyższej klasie rozgrywkowej w Polsce.
Pomimo spadku Simundza zachował posadę. Teraz jego głównym celem jest powrót do Ekstraklasy. Najlepiej już przy pierwszej możliwej okazji. W minionym tygodniu Wrocławianie wrócili do treningów po krótkich urlopach. Sobota okazała się dniem premierowego sprawdzianu w tym okresie przygotowawczym. Trudno jednak mówić o miarodajnym sprawdzianie, gdyż pierwszym rywalem Śląska był występujący w Klasie A Barycz Milicz.
Oba zespoły spotkały się ze sobą przy okazji meczu towarzyskiego zorganizowanego z okazji jubileuszu 80-lecia Baryczy. Od lat jest to częsta praktyka. Wiele klubów Ekstraklasy przyjeżdża do mniejszych miejscowości, by mierzyć się z dużo niżej notowanymi rywalami. O wartościach sportowych takich spotkań nie ma sensu rozmawiać. Celem jest raczej promocja klubu oraz ukoronowanie lokalnej społeczności, która zazwyczaj silnie sympatyzuje z przyjezdnymi. Tak było i w tym przypadku.
Pozytywny debiut nowych zawodników
Barycz, który najwyżej w swojej historii grał na poziomie czwartej ligi, nie miał większych szans z zawodowymi piłkarzami. Już do przerwy Śląsk prowadził 11:0. Szczególną uwagę zwraca występ Arnaua Ortiza - hiszpański pomocnik w przeciągu 17 minut strzelił cztery gole.
Śląsk już na starcie przygotowań zdołał zakontraktować dwóch zawodników. Z GKS-u Tychy pozyskany został Marko Dijakovic, a ze słoweńskiej Goricy ściągnięto Lukę Marjanaca. Obaj piłkarze pojawili się na murawie Stadionu Miejskiego w Miliczu i szybko pokazali swoje możliwości. Zarówno jeden, jak i drugi zawodnik strzelili po dwie bramki.
Ostatecznie Śląsk wygrał 17:0, a prócz wyżej wspomnianych zawodników na liście strzelców pojawili się również Sylvester Jasper, Jehor Szarabura i Mateusz Żukowski, którzy strzelili po dwa gole. Po jednym trafieniu zanotowali natomiast Łukasz Gerstenstein, Michał Milewski, Piotr Samiec-Talar oraz Simon Schierack.
Spadkowicz z PKO BP Ekstraklasy w następnych dniach uda się na zgrupowanie do Trzebnicy. Tam zmierzą się w kolejnych sparingach m.in. z ze słowackim FC Kosice, czeskim FK Pardubice oraz Chrobrym Głogów.

