Maciej Słomiński, Interia: Na ukończeniu jest pana książka o stuleciu Gedanii, pod roboczym tytułem: "Biało-Czerwoni" z Gdańska. Adam Mauks, dziennikarz Zawsze Pomorze: - W zdominowanym przez żywioł niemiecki Wolnym Mieście Gdańsku, Gedania była ostoją polskości - to była wręcz reprezentacja Polski na wrogim terenie. To, tak jak FC Barcelona, był i jest więcej niż klub. Polski klub, który nie grał w polskiej lidze. - Zdecydowały względy ekonomiczne. Grać w gaulidze Wolnego Miasta czy Prus Wschodnich było taniej, krótsze były wyjazdy. Poza tym mecze tej swoistej reprezentacji Polski z klubami niemieckimi powodowały dodatkową mobilizację wśród polskiej społeczności i były bardziej kasowe. To trochę tak, jakby Celtic Glasgow grał w Premier League, każdy mecz byłby świętem ze względów historycznych. Gedania jednak grywała z polskimi rywalami. - Jak najbardziej. Gdziekolwiek gedaniści pojechali grać towarzysko w Polsce, byli bardzo fetowani. Były też słynne mecze przy dzisiejszej ulicy Kościuszki z Ruchem Wielkie Hajduki (rok 1932 - "Niebiescy" przyjechali z Teodorem Peterkiem w składzie na mecz z okazji 10-lecia Gedanii, byli w przeddzień pierwszego z czterech kolejnych tytułów mistrza Polski dla Ruchu) i AKS Chorzów w 1937 r. Ostatni mecz towarzyski to spotkanie z Warszawianką - 10 kwietnia 1939 r. Gedania miała sukcesy piłkarskie. - Zdobyła mistrzostwo Wolnego Miasta w 1933 r. To był w pewnym momencie największy klub WMG, wliczając w to kluby niemieckie, miał najwięcej członków. Właściwie każdy Polak w Gdańsku w jakiś sposób sympatyzował z Gedanią i miał z nią bliższy bądź dalszy związek. Wielu z tych młodych ludzi, oprócz działalności sportowej, było również kibicami, członkami wspierającymi polski klub w Gdańsku. Ten rodzaj kibicowania ukochanemu klubowi, był kiedyś niezwykle popularny. Wraz z końcem wojny ta tradycja w Polsce zanikła. Gedania była klubem wielosekcyjnym - wiele z jego sekcji miało znaczenie, że tak powiem - paramilitarne - boks, strzelectwo, motocykle. To wszystko wynikała z atmosfery tamtych lat - Polacy byli zaczepiani przez niemieckie bojówki na ulicach i musieli się bronić. Wraz z wybuchem wojny nastąpił koniec tego klubu. - Już pod koniec sierpnia hitlerowcy napadli siedzibę Gedanii i ją zniszczyli, rozkradli dokumenty. Dlatego praca nad moją książką była bardzo ciężka, przetrwało niewiele pamiątek. Po wojnie Gedania i przedwojenni Polacy w WMG też długo byli tematem zakazanym. Komuniści bardzo podejrzliwie patrzeli na przedwojennych gdańszczan. Jest taka wystawa w Muzeum Miasta Gdańska, pod wiele mówiącym tytułem: "Wolę o tym nie mówić" Co konkretnie stało się 1 września 1939 r. - Dla gedanistów, których hitlerowcy dość skrupulatnie namierzali, nie było litości. "Na nazistowskim celowniku członkowie klubu znaleźli się w pierwszej kolejności. Dotyczyło to zarówno władz Gedanii, aktywnych działaczy, zaangażowanych w wiele przedsięwzięć polonijnych, jak i szeregowych zawodników, czyli ludzi świadomych swej polskości i dumnych z niej. Oddajmy głos jednemu z nich: "1 września obudziły nas strzały, a przez okno zobaczyłem krążące na dole samochody policyjne. Po chwili wtargnęli do naszego mieszkania 4 uzbrojeni szturmowcy SA, a za nimi sąsiadka, wrzeszcząca histerycznie: »To są ci przeklęci Polaczkowie«. [...] U wejścia do Viktoriaschule oczekiwał nas szpaler SS-owców - każdy musiał przez niego przejść, bity gdzie popadło. Potem stanęliśmy pod szkolnym murem, gdzie znów się nad nami pastwiono. [...] Eskortujący nas SS-owcy zapewniali wrogi tłum stojący na chodnikach, że nas załatwią tak, że wszyscy będą zadowoleni" - pisze Tomasz Czapla w artykule "Przez sport do polskości". Jaka była wojenna cena za przynależność do Gedanii i wierność jej Biało-Czerwonym barwom? - Ogromna! Dla wielu najwyższa. Zdanie wypowiedziane przez gdańskiego Polaka Formellę podczas przesłuchania jest do dziś przytaczane przez historyków i pisarzy jako symbol oddania Polsce. Przypomina je także autor tekstu "Przez sport do polskości": Barwy Gedanii przywdziewało trzech cywilnych obrońców Westerplatte i jeden z listonoszy broniących Poczty Polskiej, a były kierownik Wydziału Strzelectwa (Aleksander Fedasz) dowodził gdańską kompanią tajnej Polskiej Armii Powstania. Polskości nie wyrzekli się także gedaniści, u których świadomość narodowa dopiero raczkowała. Świadczy o tym następująca scena: "Na zdanie przesłuchującego [...] hitlerowca (rozmowa toczyła się po niemiecku): "Ty przecież nie jesteś Polakiem! Nie znasz ani słowa po polsku", Formella odparł: "Ale moje serce jest polskie!". Przed wojną Gedania była klubem kolejowym. - Mówił o tym wcześniej Jan Daniluk, komentując strukturę społeczną gedanistów. Ta lista tylko potwierdza fakt, jak wielu z nich pracowała na kolei i jak mocno Gedania, już przed wojną, była z nią związana. Druga rzecz to młody wiek zdecydowanej większości zmarłych czy zamordowanych przez hitlerowców ludzi...Gedaniści, którzy nie przeżyli wojny to w większości 30 i 40-latkowie. Na tej tragicznej liście są też młodsi, ale i starsi. Tych jest jednak niewielu. Życie zabrano im w pełni sił zawodowych i sportowych. Ilu gedanistów zginęło w czasie II wojny światowej? - Bardzo trudno to policzyć - sto piętnaście osób wskazał prof. Janusz Trupinda w swojej publikacji o dawnej Gedanii, które straciły życie w wyniku działań II wojny światowej. To liczba potwierdzonych śmierci gedanistów, choć z dużą dozą prawdopodobieństwa można założyć, że było ich więcej. To jedna z tych rzeczy, która wymaga dalszych badań, poszukiwań i rozmów. To temat do pracy nie tylko dla historyków czy dziennikarzy, ale także dla wszystkich, których korzenie tkwią w dawnym Gdańsku, a historia ich rodzin nie jest im obojętna. To po części zachęta do rozmów ze swoimi rodzicami, dziadkiem czy babcią, a może nawet pradziadkami, którzy dawną Gedanię i jej ludzi pamiętają. One mogą się przecież przyczynić do pogłębienia wiedzy nie tylko o członkach tego klubu, tym mieście, ale także o nas samych. Jaki był przeważne los członków przedwojennej Gedanii? - Niemcy doskonale wiedzieli, kto jest członkiem klubu. Wielu z nich, oprócz jawnych propolskich deklaracji w czasach hitlerowskiego terroru w Wolnym Mieście Gdańsku, było członkami organizacji konspiracyjnych. To dla Niemców był jeden z podstawowych wyznaczników wpisania tych osób na listę ludzi do aresztowania i eksterminowania. Zdecydowana większość z tych ludzi była więziona w obozach koncentracyjnych. Wielu z nich w Stutthofie, ale nie tylko, bo część gedanistów przeżywała obozową gehennę w Sachsenchausen, Mauthausen-Gusen czy Dachau, a w wielu przypadkach byli we wszystkich tych obozach. Nie wszyscy polscy gdańszczanie z nich wrócili. Ci nieliczni, którym to się udało, byli nie tylko żywymi świadkami piekła na ziemi, zgotowanemu ludziom przez ludzi, ale część z nich potrafiła wrócić do sportu. Pisze o tym w swoich "Wspomnieniach gdańskiego bówki" Brunon Zwarra, nie tylko przedwojenny piłkarz (okazjonalnie także wioślarz, tenisista stołowy, lekkoatleta) Gedanii, ale także powojenny zawodnik tego klubu. Paradoksalnie, sportowa krzepa pomogła wielu gedanistom przetrwać wojnę. - Tak, w wymienionych przeze mnie wyżej obozach niektórzy gedaniści grali przeciw drużynom czeskim czy niemieckim. Słynna jest historia meczu piłkarskiego w Tczewie z 22 lipca 1945 roku. Najpierw napisał o nim “Dziennik Bałtycki" zapowiadając pierwszy oficjalny mecz Gedanii po wojnie. Gazeta zapowiedziała nawet skład w jakim Gedania miała zagrać: Kasprowicz - Kunc, Tischbein, Bellwon, Kurowski, Goliński, Bartolik, Schramke, Biernat, Zieliński, Dziwisz, Leszczyński. Zmierzyły się w nim drużyny Unii Tczew i Gedanii. Pisze o tym wydarzeniu także Jerzy Gebert w swojej książce "Z gdańskich boisk i stadionów": Przeciwko Gedanii wystąpiła drużyna Unii Tczew, przed wojną z powodzeniem występująca w pomorskiej A klasie. "Mimo to w pierwszej połowie spotkania przewaga świetnych technicznie piłkarzy z Gdańska jest całkiem bezsporna. Bartolik,Tischbein i Kunz grają jak w transie, a doskonale sekundują im Kurowski, Bellwon, Biernat i Kasprowicz w bramce. Grają nie tylko ładnie, ale i skutecznie. Do przerwy Gedania prowadzi 3:0 i zbiera huczne oklaski. Tczewianie biją brawo, mimo, że ich drużyna przegrywa. Piękny pokaz futbolu. Niestety, zawodnikom Gedanii wystarczyło sił tylko do przerwy. W owym czasie nie było jeszcze dożywiania i skutki straszliwej okupacji długo dawały się we znaki, szczególnie takim piłkarzom jak np.Bellwon czy Goliński, którzy mieli za sobą koszmar pięciu lat w Stutthofie i Mauthausen - opisuje mecz w Tczewie Gebert. Zaraz po przerwie Gedania przeprowadziła jeszcze kilka błyskotliwych akcji, zdobyła czwartą bramkę, aby niedługo potem na ołowianych nogach przejść do rozpaczliwej obrony własnej bramki. Posypały się gole dla Unii, mimo wszystko jednak Gedania nie oddała zwycięstwa, wygrywając ostatecznie 4:3. Jak się miewa Gedania na stulecie? - Piłkarsko całkiem dobrze, pod szyldem Gedanii 1922 właśnie wróciła do III ligi, gdzie jako beniaminek spisuje się dzielnie. Poza futbolową jest wioślarska GTW Gedania i siatkarska Gedania SA, która chwilowo grała w Żukowie, ale na szczęście jest już z powrotem. A co to była za historia z małpką? - Dla przedwojennych piłkarzy Gedanii była bardzo ważna. Nie rozpoczynali bez niej meczu, nie wyjeżdżali bez niej na żadne zaproszenie z Polski. Najczęściej do zdjęć pozował z nią bramkarz Klemens Borus. Dzięki staraniom dobrych ludzi, udało się małpkę "ożywić" współcześnie. Rozmawiał Maciej Słomiński, Interia