Ta porażka przybliża kadrę Urbana do osiągnięcia celu. Trener zapłacił za to posadą
Reprezentacja Polski jest na najlepszej drodze, by zapewnić sobie udział w barażach o awans na przyszłoroczny mundial. Podopieczni Jana Urbana oprócz własnych zwycięstw muszą zerkać również na rozstrzygnięcia zapadające na innych stadionach. W sobotę padł wynik znacznie przybliżający "biało-czerwonych" do przesunięcia się do pierwszego koszyka przed losowaniem. Wpadka jednego z rywali Polaków poskutkowała nagłą dymisją selekcjonera.

Eliminacje do mistrzostw świata, które w przyszłym roku odbędą się w USA, Kanadzie oraz Meksyku, powoli wchodzą w decydującą fazę. W europejskiej strefie jeszcze żadna z reprezentacji nie przypieczętowała swojego awansu, lecz może to wydarzyć się już na początku przyszłego tygodnia.
Na taki komfort nie mogą liczyć polscy kibice. Kadra prowadzona od niedawna przez Jana Urbana wciąż liczy się w walce o wyjazd na trzecie z rzędu mistrzostwa świata, lecz wywalczenie bezpośredniego awansu jawi się jako misja niemożliwa. Nawet komplet punktów w trzech ostatnich spotkaniach, w tym pokonanie liderujących Holendrów, może nie dać pierwszego miejsca w grupie. Wszystko z powodu premiowanego przez organizatorów bilansu bramkowego, który ma być decydujący w przypadku równej liczby punktów. A tutaj od Holendrów dzieli nas przepaść (Polska ma bilans +4, a Holandia aż +15).
Z tego powodu rozsądek nakazuje skupienie całej uwagi na baraże. Awans do nich powinny dać zwycięstwa z Litwą i Maltą, lecz tutaj gra toczy się o jeszcze inną stawkę. W barażach decydujące może okazać się rozstawienie przed losowaniem, które skompletuje pary walczące o przepustki na mundial. "Biało-czerwoni" w tym momencie znajdują się w drugim koszyku, co w ostatecznym rozrachunku dałoby grę w półfinale z rywalem z trzeciego koszyka.
Nie jest to wymarzony scenariusz, bo wciąż możliwa byłaby rywalizacja o wyjazd na mundial np. z Włochami. Kadra Urbana może tego uniknąć, lecz powinna zerkać też na rozstrzygnięcia zapadające na innych stadionach. Więcej o możliwych scenariuszach na łamach Interii Sport pisał Przemysław Langier.
Porażka Serbów znakomitą informacją dla Polski. Trener przypłacił wpadkę utratą posady
Jeden z warunków ziścił się w sobotni wieczór. Serbowie, którzy w rywalizacji o drugi koszyk znajdowali się niewiele niżej niż Polska, nieoczekiwanie ulegli na swoim terenie 0:1 reprezentacji Albanii. Decydującą bramkę na wagę bardzo cennych trzech punktów strzelił tuż przed przerwą Rey Manaj. Serbowie wciąż zachowują szansę na zajęcie drugiego miejsca w grupie, lecz perspektywa lokalizacji w pierwszym koszyku znacznie się od nich oddaliła.
Potyczkę Serbów z Albanią śmiało można zakwalifikować jako mecz podwyższonego ryzyka. Wszystko przez polityczne animozje pomiędzy oboma krajami. Trudno więc dziwić się, z jak ogromnym rozczarowaniem spotkał się rezultat sobotniego spotkania. Już w trakcie meczu z trybun wyłapać można było okrzyki wzywające selekcjonera Dragana Stojkovicia do dymisji. Serb na pomeczowej konferencji prasowej nawet nie próbował z tym walczyć i złożył wymowne oświadczenie.
- Ta porażka nie powinna była się wydarzyć i biorę za nią odpowiedzialność. Jestem tu, aby ponieść konsekwencje. Wynik był naprawdę zły, nie spodziewałem się tego. Biorę pełną odpowiedzialność. Rozmawiałem z prezesem i sekretarzem generalnym Serbskiego Związku Piłki Nożnej. Złożyłem rezygnację. Oni również wkrótce zabiorą głos, ale ja nie pojadę do Andory i nie poprowadzę drużyny - rzekł Stojković na swojej, jak się wydaje, pożegnalnej konferencji prasowej.
Serbów we wtorkowym spotkaniu z Andorą poprowadzi najprawdopodobniej dotychczasowy asystent Goran Djorović. Serbowie aktualnie zajmują trzecie miejsce w tabeli ze stratą czterech punktów do drugiej Albanii. W przypadku Serbii kluczowy może okazać się listopady pojedynek z Anglią, która najprawdopodobniej wtedy będzie już pewna awansu.
Zobacz również:













